Sprzeniewierzenie się prawosławiu poprzez kalendarz. (1983) Bp Grzegorz (Grabbe, †1995)

Print Friendly, PDF & Email

Nicefor.Info




Biskup Grzegorz Grabbe (RZCP)

 

Biskup Grzegorz Grabbe (RZCP)

Bp Grzegorz  (Grabbe) [† 1995 r.]

SPRZENIEWIERZENIE SIĘ PRAWOSŁAWIU POPRZEZ KALENDARZ 

 

Przejście Metropolii Amerykańskiej na nowy system kalendarzowy, który nazywany jest tam „poprawionym juliańskim” (chociaż w istocie jest gregoriański) z próbą dostosowania go do prawosławnych paschaliów, wywołuje niemałe zainteresowanie. Ma ono tym większe znaczenie, że niektóre parafie Metropolii nie zaakceptowały reformy. Gdy zaś próbowano na nie wywierać naciski, oderwały się od Metropolii i, pragnąć dochować posłuszeństwa tradycji Kościoła bez modernizacji, przyłączyły się do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego za Granicą.

W kwestii owej reformy wywiązała się polemika, w jej ramach przedstawiciele Kościoła Prawosławnego w Ameryce starają się udowodnić, że chodzi tutaj o przejście do doskonalszego odliczania czasu. Tak piszą ludzie, którzy myślą tylko o jednym: że chcieliby obchodzić święta kościelne (zwłaszcza Boże Narodzenie) w tym samym czasie, co katolicy i protestanci. Natomiast nie pojawił się tam do tej pory ani jeden artykuł napisany przez naukowców– astronomów naprawdę znających się na rzeczy.

Jest rzeczą ciekawą, że w niespodziewanym momencie taka specjalistyczna praca naukowa jednak powstała, przy czym jej autor okazał się zwolennikiem kalendarza juliańskiego: w publikacji zbiorowej Akademii Nauk ZSRR Kontekst 1978 r. pojawiła się niezwykle interesująca publikacja A.N. Zielińskiego pt. Zasady konstrukcji kalendarza staroruskiego[4]. Artykuł ten liczy 45 stron i obfituje w przeliczne odwołania do najróżniejszych źródeł.

Nie będziemy tu, naturalnie, prezentować całej naukowej argumentacji autora, ale pragniemy przytoczyć niektóre fragmenty jego tekstu, zwłaszcza z jego podsumowania. Trzeba przy tym zauważyć, że praca ta wyróżnia się wyjątkową rzetelnością. Ponieważ w znacznym stopniu skupia się ona na kwestiach związanych z paschaliami, to autor przestudiował poświęcone tym kwestiom pozycje literatury kościelnej i teologicznej w jak najszerszym zakresie.

Po krótkim zarysie dziejów opracowywania i rozwijania rozmaitych systemów kalendarza w dawnym świecie, a przede wszystkim w Egipcie, autor przechodzi do omówienia systemu, który wszedł w życie jako „kalendarz juliański”. Po pierwszym Soborze Powszechnym legł on u podstaw kościelnego kalendarza i paschaliów. W ten sposób odcięcie się od tego kalendarza i przejście na system katolicki jest niekanoniczne i sprzeczne z postanowieniami Pierwszego Soboru Powszechnego, o czym szczegółowo będziemy mówili nieco dalej.

Praca Zielińskiego wskazuje niedogodności w zakresie dostosowania do paschaliów całego roku kościelnoliturgicznego, jakie pojawiają się przy posługiwaniu się kalendarzem gregoriańskim.

[…] kalendarz juliański sensu stricto istniał niezbyt długo – od reformy przeprowadzonej przez jego twórcę (46 r. przed naszą erą) do Soboru Nicejskiego, zwołanego przez Konstantyna Wielkiego w 325 roku naszej ery. Po tym pamiętnym soborze, na którym wypracowano (wraz z całym szeregiem niezwykle ważnych ustaleń dogmatycznych) jednolite zasady wyznaczania terminu Paschy, a także jedynie obowiązujące dla wszystkich chrześcijan określanie ery „od stworzenia świata” – kalendarz Juliusza Cezara przekształcił się w kościelny kalendarz juliański i już w takim rozwiniętym kształcie ponad tysiąc lat był w użyciu jako uniwersalny kalendarz całego średniowiecznego chrześcijaństwa. […] W istocie to właśnie kościelny kalendarz juliański był tym Wielkim Indyktionem czy też Kręgiem Pokoju[5], któremu poświęcona jest niniejsza praca […] Z astronomicznego punktu widzenia istota reformy nicejskiej kalendarza polega na tym, że do juliańskiego systemu odmierzania czasu, ściśle skoordynowanego ze Słońcem (tzn. opartego na średniej wielkości roku słonecznego równego 365,25 dni), wprowadzono „księżycowy obieg”[6], t.j. cykl księżyca ze zmianą faz. Wynikało to z konieczności wyznaczenia dokładnej daty głównego święta chrześcijańskiego – Paschy oraz związanych z nim dwunastu świąt ruchomych. Jednakże Pascha chrześcijańska była historycznie związana ze starotestamentową Paschą judaizmu, którą od czasów Mojżesza świętowali Żydzi tylko podczas pełni księżyca. Stąd właśnie wypływa konieczność połączenia w kościelnym kalendarzu chrześcijańskim cyklu księżycowego z cyklem słonecznym. W swym zreformowanym kształcie kościelny kalendarz juliański nie tylko spełniał ten wymóg, stosownie do potrzeb liturgicznych, lecz także położyć kres sporom pomiędzy Kościołami Rzymu, Konstantynopola i innymi związanych z brakiem zgody co do tego, w jakim czasie należy świętować nowotestamentową Paschę i jakimi zasadami trzeba się przy tym kierować [s. 67-68].

Zieliński objaśnia szczegółowo całą złożoność zadania stojącego przed ojcami Pierwszego Soboru Powszechnego. Określa je jako poszukiwanie sposobu powiązania cyklu księżycowego ze słonecznym: „ująć ten związek w takich wielkościach matematycznych, które mogłyby lec u podstaw kalendarza księżycowo-słonecznego – tak oto można sformułować zadanie, przed którym stawali już starożytni” [s. 68].

Po sformułowaniu szeregu uwag o charakterze ogólnym z zakresu astronomii, dotyczących kalendarza, Zieliński dochodzi do konkretnych wniosków:

[…] chrześcijańscy autorzy paschaliów, stosownie do ewangelicznej tradycji i zgodnie z chronologicznym porządkiem zdarzeń związanych z ostatnim tygodniem życia Jezusa Chrystusa, jak najbardziej świadomie dążyli do tego, żeby Nowotestamentowa Pascha, z jednej strony, zachowała swój historyczny związek z Paschą starotestamentową, z drugiej zaś była całkowicie od niej niezależna. Ta okoliczność była tak ważna, że chrześcijańska Pascha stała się z tego powodu świętem ruchomym, ponieważ w przeciwnym razie owych warunków nie dałoby się dochować. W tym sensie cykl w ujęciu Metona Ateńczyka i Sozygenesa okazał się dla nich idealnym narzędziem. Skonstruowany w oparciu o niego system kalendarzowo-astronomiczny chrześcijańskich paschaliów, jak już mieliśmy okazję się przekonać – jest całkowicie niezależny od systemu paschaliów żydowskich.

Oczywiście, nikt z nas nie będzie kwestionował tego, że jeśli chodzi o dopasowanie do astronomicznej pełni księżyca, to starotestamentowa Pascha nie pozostawia nic do życzenia. Lecz autorzy paschaliów chrześcijańskich zapewne doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że utrzymanie tzw. astronomicznej dokładności w kwestiach kalendarza jest rzeczą absolutnie niewykonalną, a przy tym niepotrzebną. W rzeczywistości owa zgodność w stosunku do pełni księżyca, którą wyróżnia się Pascha żydowska, kryje w sobie niezgodność w stosunku do kalendarza słonecznego (która osiąga wielkość jednej doby co 210 lat), ponieważ średnia długość żydowskiego roku zbudowanego w oparciu o cykl Hipparcha przewyższa jego wartość zwrotnikową (365 stopni, 5 godzin, 48 minut, 46 sekund).

W taki oto sposób, jeżeli umowne (symboliczne) daty 14 nisana w chrześcijańskich paschaliach wyprzedzają zrównanie dnia z nocą z przesunięciem o jedną dobę co 128 lat, to realne (astronomiczne) wskazania utrwalone w paschaliach żydowskich wyprzedzają zrównanie dnia z nocą co 210 lat. Dzieje się tak, ponieważ na płaszczyźnie kalendarzowo-astronomicznej ruchu księżyca nie da się powiązać z ruchem słońca, nie da się długości miesiąca księżycowego połączyć z długością roku słonecznego. W tym sensie każdy kalendarz księżycowo-słoneczny – i w ogóle każdy kalendarz – nie może być całkowicie dokładny, ponieważ pojęcie „dokładności” jest tutaj rzeczą nader względną. Dlatego w odniesieniu do kalendarza może chodzić nie o jakąś abstrakcyjną „astronomiczną dokładność”, lecz o pewne wartości przeciętne, wyprowadzone ze ścisłych regularnych współzależności komponentów, ponieważ każde zakłócenie kalendarzowego rytmu jest zakłóceniem nie tylko chronologii historycznej czy kalendarzowo-astronomicznej, lecz zakłóceniem życia w ogóle. Jeśli chodzi o regularne kalendarzowe współzależności, to rzeczą podstawową jest ich charakter cykliczny, czy to ruch księżyca, słońca, czy też połączenie jednego z drugim. Dlatego każda próba wprowadzenia do kalendarza czegoś „po wieczne czasy” ostatecznie jest tak czy owak skazana na niepowodzenie [s. 84-85].

Zieliński uważa, że reforma gregoriańska została przeprowadzona właśnie z powodu dążenia do wprowadzenia czegoś „na wieczne czasy”, a to w kalendarzu nie jest możliwe. Przyznając, że dokładność astronomiczna w kalendarzu gregoriańskim przewyższa dokładność w juliańskim, pisze on jednak, że „błąd mimo wszystko pozostaje, i z czasem będzie jeszcze się zwiększał”. Wszelako Zieliński upatruje wyższość kalendarza juliańskiego nad gregoriańskim w tym mianowicie, że w jego przypadku okres z całkowitą [pełną] liczbą dni jest krótszy[7]. W kalendarzu juliańskim taki okres wynosi 4 lata, podczas gdy w gregoriańskim – 400 lat.

Jeżeli będziemy pamiętali o tym – pisze Zieliński – że istota każdego okresu kalendarzowego zawiera się w minimalnym odcinku składającym się z całkowitej liczby dni, po których upływie zostaje usunięty pewien błąd w stosunku do przyjętej średniej długości roku – to musimy zgodzić się co do tego, iż „gregorianie” skomplikowali kalendarz, wprowadzając do chronometrii światowej okres kalendarzowy o tak ogromnej długości. Oprócz tego, średnia długość gregoriańskiego stulecia (z uwagi na wprowadzenie wieków przestępnych) okazała się równa liczbie ułamkowej (36524,25 dnia)[8], co już samo przez się wygląda dosyć dziwnie z punktu widzenia elementarnej chronometrii (s. 86-87).

Zieliński dopatruje się jednej z przyczyn reformy gregoriańskiej w trosce papieża o przywrócenia zgodności daty wiosennego zrównania dnia z nocą z datą Pierwszego Soboru Powszechnego. Stopniowe wyprzedzanie go przez kalendarz juliański wywołało obawę, że Pascha jako święto wiosenne stopniowo przesunie się na okres letni, co z kolei może stać się zagrożeniem dla tradycji obchodzenia jej w okresie wiosennym.

Autor stwierdza: „Ponieważ wiosenne zrównanie dnia z nocą w momencie wprowadzenia reformy gregoriańskiej przypadało już nie na 21 marca, lecz na 11 marca, to aby przywrócić mu jego dawne miejsce, dodano jeszcze 10 dni” – [s. 87]. „Jednakże – pisze on dalej – poprawiając to, co wydawało się naruszeniem kościelnego kanonu celebrowania Paschy, to właśnie Rzym naruszył jeden z podstawowych kanonów tego głównego chrześcijańskiego święta. Oto przykład: pierwsza reguła[9] antiocheńskiego soboru głosi: „Jeśli zaś który spośród nauczycieli[10] Kościoła – biskup lub prezbiter czy diakon – odważy się po ogłoszeniu tej sentencji dla znieprawienia ludu i na obrazę Kościoła wyłamywać się[11], wespół z Żydami świętując Paschę, to takiego sam święty Sobór skazuje na odłączenie od Kościoła”. Takie postanowienie[12] soboru z Antiochii powtórzone zostało również w Księdze przewodniej Nikona[13]. Jest zrozumiałe samo przez się, że w regule tej nie należy dopatrywać się żadnej antyżydowskiej intencji. Chodzi po prostu o to, aby zachować właśnie ten porządek chronologiczny zdarzeń, które zostały przedstawione w ewangeliach i utrwalone w tradycji chrześcijańskiej. Istota owego porządku zawiera się w tym, że Ukrzyżowanie Chrystusa miało miejsce w przeddzień żydowskiej Paschy (14 nisana), a Zmartwychwstanie – następnego dnia po niej (16 nisana). Rozpiętość w czasie tych zdarzeń jest nieznaczna, natomiast ich waga i znaczenie dla tradycjonalistycznej historiografii chrześcijańskiej są tak wielkie, że nie może być mowy o odwróceniu ich kolejności [s. 87-88].

Zieliński zaznacza, że z powodów natury czysto astronomicznej w średniowieczu zdarzało się, że żydowska Pascha przypadała na ten sam dzień, co Pascha chrześcijan na Zachodzie, lecz mimo to aż do czasu reformy nie zdarzyło się nigdy, aby Pascha chrześcijan poprzedzała żydowską. I wyjaśnia, dlaczego to nie było możliwe:

[…] albowiem już pierwsi chrześcijanie dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że w wymiarze mistyczno-symbolicznym Pascha Nowego Testamentu oznacza zastąpienie starotestamentowej ofiary z jagnięcia odkupicielską ofiarą Jezusa Chrystusа, Który występuje w niej jako „Baranek Boży, Który bierze na Siebie grzechy świata” (J 1, 29)

[…] Dlatego też zmieniać co jakiś czas kolejność tych zdarzeń w dorocznym ich upamiętnianiu (tzn. świętować Paschę zanim nastanie dzień Ukrzyżowania wg kalendarza żydowskiego [GGrabbe] z tradycjonalistycznego punktu widzenia oznacza – świadomie lub mimowolnie wypaczać jego sens. Nie do końca jest jasne, dlaczego właściwie Kościół katolicki mimo wszystko na coś takiego jednak się zdobył [s. 88-89].

Zieliński zauważa, że w ciągu jednego stulecia (od 1851 do 1950 r.) katolicka Wielkanoc piętnaście razy następowała przed żydowską Paschą. Z przytaczanego przezeń fragmentu bulli papieża Grzegorza XIII Inter Gravissimas z 24 lutego 1582 r. dowiadujemy się, że Papież miał nadzieję „nie tylko na przywrócenie terminu równonocy wiosennej na jej odwieczne miejsce, z którego od czasu soboru nicejskiego została cofnięta mniej więcej o 10 dni, oraz przywrócenie XIV księżycowi[14] miejsce mu należne, od którego obecnie o cztery lub pięć dni odstaje, lecz również na ustanowienie sposobów i reguł, które pozwolą sprawić, by w przyszłości zrównanie dnia z nocą i XIV księżyc nigdy już nie zmieniły swojego położenia”.

W związku z tym Zieliński czyni następującą uwagę:

Jak widać, istniały plany wprowadzenia radykalnych innowacji do chrześcijańskiego kalendarza, który wówczas funkcjonował już z górą 1000 lat. I tylko zapomniano, jak się zdaje, o jednej prostej sprawie, a mianowicie o tym, że w kalendarzu nic nie może zostać utrwalone „na wieczne czasy”, że kategoria „wieczności”, o ile w ogóle może być do czegokolwiek odniesiona, to na pewno nie do jednostek kalendarza astronomicznego, których istotą jest czas, a więc – zmienność. Pomimo iż zgodność kalendarza gregoriańskiego w stosunku do długości słonecznego roku zwrotnikowego jest dość znaczna, to mimo wszystko jednak niesie z sobą błąd, który równy jest jednej dobie co 3280 lat… Jeśli chodzi o księżyc, to błąd jest tutaj nieporównanie większy, prawie tak samo jak w kalendarzu żydowskim – na przykład, po upływie 210 lat astronomiczne paschalne pełnie księżyca u katolików będą wyprzedzały równonoc o jedną dobę. Nietrudno wyobrazić sobie, że po upływie 1000 lat te „pełnie XIV księżyca[15]”, które były uznawane za pierwsze pełnie po zrównaniu dnia z nocą, okażą się drugimi po równonocy, tzn. znowu zostanie naruszona reguła soboru nicejskiego w tym dosłownym rozumieniu, które zostało jej nadane w trakcie reformy gregoriańskiej. O czym to świadczy? Tylko o jednym: o niemożności osiągnięcia tego, o czym marzył papież Grzegorz XIII: „aby w przyszłości zrównanie dnia z nocą i XIV księżyc ze swych pozycji nigdy nie schodziły”. Czy zdawali sobie sprawę z tych prostych wniosków autorzy reformy? Należy sądzić, że tak – lecz sedno sprawy nie zmieniało się, ponieważ znajdowali się oni pod wpływem całego kompleksu uwarunkowań kulturalnohistorycznych i społecznopsychologicznych, które złożyły się na to, co nazywamy dzisiaj „epoką nowożytną” (s. 90).

W tym miejscu autor ma najwyraźniej na myśli wąsko pojęte konfesyjne interesy świata katolickiego w jego rywalizacji walce z prawosławnym Kościołem Wschodnim.

W tym samym czasie, gdy tworzono kalendarz gregoriański, właśnie powstawał niezgodny z jego założeniami traktat naukowy Josepha Scaligera, zatytułowany Nowe dzieło o poprawie odmierzania czasu[16], opublikowany w 1583 roku, a więc prawie równocześnie z przygotowaniem reformy gregoriańskiej. Scaliger uważał, że tylko juliański system kalendarzowochronologiczny może zapewnić nieprzerwaną, ciągłą rachubę dni w światowej chronologii[17], ponieważ w systemie tym czas może być mierzony w sposób ciągły i konsekwentny w ramach całego okresu juliańskiego, począwszy od każdej umownej daty początkowej.

Właśnie dlatego – pisze Zieliński – przyjęcie za jednostkę miary czasu juliańskiego dnia leży u podstaw wszystkich obliczeń chronologicznych i astronomicznych, niezależnie od tego, czy odnoszą się one do przeszłości, czy do przyszłości. Zaćmienia słońca i księżyca, maksima i minima zmiennych gwiazd oraz wiele innych zjawisk astronomicznych można ująć w określonych liczbach słonecznych dób tylko wówczas, gdy za podstawę obliczeń przyjmie się juliański dzień[18] (s. 90).

Juliański okres Scaligera uzyskał nie mniejsze znaczenie w światowej chronologii historycznej, ponieważ stwarzał możliwość skorelowania rozmaitych kalendarzowych dat, ujmując je w liczbach dni juliańskich. Nie trzeba chyba podkreślać, że wszystkie swe zalety takowy okres zawdzięcza swojemu starożytnemu prototypowi, jakim był Wielki Krąg Pokoju z nicejskich paschaliów. W tym kontekście pozostaje paradoksalny fakt, iż ten sam okres, bez którego nie może się obejść astronomia i chronologia naszych czasów, został uznany przez papieża Grzegorza XIII za nieprzydatny dla prac nad kalendarzem.

Dlatego nie powinno to dziwić, że u schyłku zeszłego stulecia, w trakcie debaty na temat  perspektyw przejścia Rosji na kalendarz gregoriański, jeden z najbardziej światłych ludzi swego czasu – W.W. Bołotow (docent historii kościoła, profesor Petersburskiej Akademii Duchownej, w latach 1854-1900) uczestniczący w pracach Komisji do spraw reformy kalendarza w Rosji, tak oto wypowiadał się w tej kwestii:

Jeśli chodzi o mnie, to zniesienie stylu juliańskiego w Rosji uważam za rzecz niepożądaną. Nadal pozostaję zdecydowanym zwolennikiem kalendarza juliańskiego. Nadzwyczajna prostota stanowi o jego intelektualnej wyższości nad wszelkimi innymi modyfikowanymi kalendarzami. Myślę, że kulturalna misja Rosji związana z tą kwestią polega na tym, by jeszcze przez kilka stuleci utrzymać kalendarz juliański i przez to ułatwić narodom Zachodu odrzucenie niepotrzebnej nikomu reformy gregoriańskiej i powrót do nieskażonego starego stylu” (s. 106).

W dyskusji na temat starego i nowego stylu jako stanowczy zwolennik kalendarza juliańskiego wraz z Bołotowem wystąpił także światowej sławy rosyjski uczony Mendelejew. Podobny pogląd miał wybitny astronom Kopernik, który zrezygnował z udziału w przygotowaniach do reformy gregoriańskiej, która była zapoczątkowana już na soborze laterańskim w 1514 r.

Ciekawa jest także opinia znanego astronoma J.A. Priedtieczeńskiego – członka rzeczywistego Rosyjskiego Towarzystwa Astronomicznego, którą również przytacza Zieliński. Oddając należny szacunek pierwszym twórcom Wielkiego Indyktionu, pisze on:

To kolektywne dzieło, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – owoc wysiłku wielkiej liczby nieznanych autorów, zostało wykonane tak doskonale, że do tej pory pozostaje nieprześcignione. Późniejsze rzymskie paschalia, przejęte przez Kościół Zachodu, są w porównaniu z aleksandryjskimi tak ciężkie i niezgrabne, że przypominają obrazki jarmarczne postawione obok arcydzieł sztuki przedstawiających jeden i ten sam przedmiot. Przy tym, ta wielce skomplikowana i ciężka machina nie osiąga założonego celu (s. 99-100).

Czytając rozmaite prace, poświęcone systemom kalendarzowym, musimy zauważyć, że ani jeden z nich nie może równać się z monografią Zielińskiego ani co do argumentacji naukowej, ani pod względem klarowności wykładu. Jego praca jest znakomita również z tego powodu, że w niej przejawia się taki głębokie zrozumienie zebranych przez środowiska kościelne materiałów i obserwacji dotyczących kalendarza i paschaliów. Przedstawiliśmy tu zaledwie bardzo krótkie jej omówienie, pomijając wiele kwestii, tych zwłaszcza, które wymagają znajomości naukowych podstaw astronomii, zatem mało dostępnych dla czytelnika bez specjalistycznego przygotowania. Nawet po dokonanym przez nas skrócie czytelnik może zauważyć, że na przekór zapewnieniom nowatorów kalendarz gregoriański wcale nie oznacza postępu w dziedzinie nauki, lecz przeciwnie – od tego, co lepsze, prowadzi człowieka ku gorszemu i gwoli tego gorszego wnosi rozłam.

Swoją drogą, trzeba mieć na uwadze, że to bynajmniej nie astronomiczny aspekt sprawy jest tutaj sprawą najważniejszą. Czy nasi parafianie i duchowieństwo mają jakąś szczególnie szeroką wiedzę w dziedzinie astronomii?… Nie, to nie tylko dążenie do astronomicznej dokładności każe nam trzymać się kalendarza juliańskiego. Znacznie ważniejsze są względy liturgiczne, a nawet aspekt dogmatyczny tej kwestii. To właśnie one dotykają chrześcijańskiej świadomości i sumienia wierzących.

Nicejscy ojcowie, którzy zbudowali na twardym gruncie kalendarz dla zastosowania w życiu liturgicznym Kościoła, niewątpliwie zostali – jak to świetnie pokazał w swej pracy Zieliński – napełnieni mądrością przez Ducha Świętego. Ich natchnione dzieło stało się elementem tradycji Kościoła, którego zasady przez tysiąc lat obowiązywały również w Kościele Rzymskim – aż do czasu jego stopniowego oddalania się od Prawosławia. Wyzbycie się go skutkowało dążeniem do zmiany kalendarza.

Tymczasem św. Bazyli Wielki w regułach 87 i 91 poucza, że zachowanie tradycji i starodawnego obyczaju ma takie samo znaczenie, jak i przestrzeganie zapisanych dogmatów.

Zgodnie z regułą 91 – „spośród zachowanych przez Kościół dogmatów i nauk, niektóre mamy zapisane jako pouczenia, a znów inne pochodzą z przekazów tradycji apostolskich podanie, przejęte jako tajemnice; i te pierwsze, i te drugie mają jedną i tę samą wagę dla życia pobożnego. I tego nie zaprzeczy nikt, chociażby mało był obeznany z ustanowieniami Kościoła. Jeśli poczniemy lekceważyć niepisany obyczaj, że nie ma wielkiej wagi, z pewnością zaszkodzi to nauce Ewangelii w niezwykle ważnych aspektach, a nawet sprowadzić jej głoszenie do pustej jedynie nazwy”.

Świetny znawca prawa kanonicznego biskup Nikodem Miłasz w komentarzu do 87. reguły św. Bazylego tak oto pisze: „Na temat prawa zwyczajowego Bazyli Wielki mówi, że jest kwestią pierwszą i najważniejszą w podobnego rodzaju sprawach mieć na uwadze obyczaj, ponieważ obyczaj posiada moc prawa. Dla Kościoła miał obyczaj zawsze takie samo znaczenie jak prawo, o ile tylko Kościół aprobował jego istotę i jeżeli został uświęcony przez odwieczność stosowania się do niego”.

Juliański kalendarz z paschaliami został przyjęty na pierwszym soborze nicejskim i uświęcony poprzez funkcjonowanie w Kościele przez ponad tysiąc lat. Dlatego odrzucenie lub naruszenie go staje się już naruszeniem dogmatu o Kościele Chrystusowym. Jest rzeczą zrozumiałą, że sumienie ludzi prawosławnych z czymś takim się nie godzi, toteż kierując się nim odchodzą od dopuszczających się owego grzechu biskupów.

Pod wpływem ducha modernizmu chrześcijańskiego nazbyt lekko podchodzi się obecnie do dawnych nakazów, wydanych w imieniu całego Kościoła Prawosławnego. Według 7. reguły VII Soboru Powszechnego „grzechy poprzedników pociągają za sobą inne grzechy następców”. W takim właśnie duchu można tłumaczyć fakt, że niektóre Kościoły [lokalne] zaczęły po 1920 r. kwestionować ustalenia Soboru Powszechnego i bez mała dwutysiącletni już obyczaj całego Kościoła związany z traktowaniem kalendarza – nie licząc się z wszystkimi pozostałymi, które dochowały posłuszeństwa Tradycji. Poprzez przejście na nowy kalendarz – zwłaszcza że dokonywał się ono nawet nie w obrębie całego Kościoła, naruszane było to właśnie, co leżało u podstaw Nicejskich postanowień o paschaliach[19]. Przecież, jak już wspomnieliśmy, pierwszy Sobór Powszechny stawiał sobie za cel właśnie to, by cały Cerkiew jednocześnie, jednym głosem i jednym sercem świętowała Świętą Paschę i każde inne święto. Sobór nicejski był zatroskany nie tyle o astronomiczną dokładność (chociaż starał się, na ile to możliwe, ją zachować), co o jedność życia liturgicznego[20] wszystkich kościołów lokalnych.

Jak wiadomo, dokumenty[21] Pierwszego Soboru  Powszechnego na piśmie się  nie zachowały, jednak szczegółowo o nich pisał św. Cesarz Konstantyn:

[…] Tu zbadano również to, co się tyczy najświętszego dnia Paschy, i w ogólnej opinii uznano za dobre dla wszystkich chrześcijan, w jakimkolwiek by kraju żyli, aby sprawowali zbawcze święto przenajświętszej Paschy w jednym i tym samym dniu. Cóż bowiem może być piękniejszego i uroczystszego, niż kiedy święto budzące w nas nadzieję życia wiecznego obchodzone jest przez wszystkich niezmiennie, według jednego obrzędu, i w ustalonym porządku? Przede wszystkim wydało się niestosowne sprawować to największe ze świąt wespół z Żydami, którzy zbrukali swoje ręce nieprawością, jako nieczyści, sprawiedliwie dotknięci zostali duchową ślepotą […]

Nam została wskazana przez Zbawiciela inna droga; nasze, jakże pobożne, oddawanie czci Bogu ma swój wyznaczony porządek i swoje zasady… A gdyby nawet tego wszystkiego wam nie przedłożono, to wasz rozsądek sam powinien wszelkimi sposobami się o to zatroszczyć, aby czyste nasze dusze w niczym nie komunikowały się i nie upodabniały w obyczaju do ludzi najniegodziwszych. Prócz tego, trzeba także zrozumieć, że podziały w tak ważnej sprawie i dotyczące tak ważnego święta naszej wiary w najwyższej mierze są nie do pogodzenia z pobożnością […]

Rozważcie sami wedle świętości waszej: jakie to niedobre i niedorzeczne, że w tym samym czasie jedni przestrzegają postu, a inni ucztują – i w tym, że dzień Paschy, jedni spędzają czas na próżnowaniu i wypoczynku, a inni w tym czasie czuwają i czynią ustanowione posty. Dlatego jest wolą Boskiej Opatrzności, aby było to w należyty sposób naprawione i podporządkowane jednakowym regułom […]  Krótko powiedziawszy: wedle ogólnej oceny dokonanej przez wszystkich nas postanawia się: błogosławione święto Paschy[22] ma się odbywać u wszystkich w jeden i ten sam dzień. Niedopuszczalne są rozbieżności w sprawie tak dostojnej, lepiej przeto postępować zgodnie z takimi ustaleniami, w który nie ma żadnej domieszki obcego nam błędu i grzechu. To, co ustanowione w trakcie natchnionych przez Boga obrad jakże licznych biskupów świętych przyjmijcie z radością jako najwyższy dar i jako prawdziwie Boskie przykazanie: bowiem wszystko, co ustalono na świętych soborach biskupich, przypisane winno być woli Bożej. A zatem po ogłoszeniu decyzji soboru wszystkim umiłowanym braciom naszym powinniście przyjąć i wprowadzić w życie zarówno to, o czym było mówione wcześniej, tj. wspomniany tu wzorzec wspólnej wiary, jak i zachowanie dnia obchodów błogosławionego święta Paschy […]

Sobór w Konstantynopolu 20 listopada 1583 roku w odpowiedzi na propozycję Rzymu, by przyjąć nowy kalendarz[23], wydał dekret[24], w którym obłożono anatemą wszystkie rzymskokatolickie innowacje. Siódmy punkt tego dekretu[25] odnosić się do kalendarza i głosi, co następuje:

Kto nie przestrzega obyczaju Kościoła – i tego, co nakazało siedem świętych soborów powszechnych w związku ze Świętą Paschą i kalendarzem i jakże słusznie nałożyły na nas obowiązek tym się kierować – a pragnie kierować się gregoriańskimi paschaliami i kalendarzem, ten na podobieństwo bezbożnym astronomom przeciwstawia się wszelkim ustaleniom świętych soborów chcąc się im sprzeniewierzyć i osłabić je, niechaj będzie wyklęty i odłączony od Kościoła Chrystusowego i wspólnoty wiernych.

Powstaje pytanie: skoro cały Kościół Prawosławny taką wiarę miał w 325 roku i powtórzył to w 1583 roku oraz ponownie po 10 latach w osobie czterech Patriarchów, przedstawiciela Cerkwi Rosyjskiej i wielu biskupów, to cóż zmieniło się od tamtych czasów? Czy straciła znaczenie ta jedność prawosławnej wiary i modlitwy, dla której nie żałowali trudów Ojcowie uczestnicy Pierwszego oraz kolejnych soborów powszechnych? Oni troszczyli się o to, aby cały świat prawosławny w jednym czasie obchodził swoje święta. Tymczasem zaś w latach dwudziestych naszego [XX] stulecia Kościoły lokalne, od greckiego począwszy, zaczęły wprowadzać nowy kalendarz, nie troszcząc się o to, że ich bracia w innych Kościołach (Jerozolimskim, Rosyjskim, Serbskim, a na ów moment również Bułgarskim) nadal przestrzegany jest dawny porządek.

Nie można ponadto nie zwrócić uwagi na to, że samo wprowadzenie kalendarza gregoriańskiego odbyło się w trybie niekanonicznym i bez poszanowania prawa, w celach całkowicie sprzecznych z postanowieniami[26] Pierwszego Soboru Powszechnego.

Wszystko zaczęło się od tego, że w lutym 1923 roku w Królestwie Grecji, na użytek ludzi świeckich wprowadzono kalendarz gregoriański, aczkolwiek ogłoszono przy tym, że w Kościele pozostaje w mocy kalendarz juliański. Tymczasem, wkrótce potem arcybiskupem Aten został Chryzostom Papadopulos. Oświadczył on na soborze, że trzeba zmienić kościelny kalendarz w taki sposób, aby był zgodny ze świeckim. Sobór uznał jednak, że najpierw trzeba naradzić się z innymi autokefalicznymi Kościołami, a zwłaszcza Konstantynopolskim.

Powtórnie zwołany sobór w grudniu tegoż roku zadecydował, że z uwagi na zamęt pośród prostego ludu powodowany obecnością dwóch kalendarzy jednocześnie, należy przyjąć kalendarz świecki, ponownie dodając, że najpierw trzeba osiągnąć porozumienie z wszystkimi innymi Kościołami, szczególnie Konstantynopolitańskim. Tymczasem zaś  arcybiskup Chryzostom na początku stycznia 1924 roku zaproponował „wypośrodkowane” rozwiązanie: przyjęcie nowego kalendarza z zachowaniem starych paschaliów. Cała sprawa prowadzona była z takim pośpiechem, że już 20 stycznia 1924 roku uzyskano zgodę Konstantynopola, a 23 marca tego samego roku Kościół Grecji przeszedł na nowy kalendarz, nie czekając na decyzje innych prawosławnych Kościołów.

Biskup Paweł, w swej autorytatywnej ocenie, opublikowanej w oficjalnym organie Patriarchatu Serbskiego „Głasnik” („Гласник”, z listopada 1982 r.) nie znajdował wytłumaczenia dla takiego pośpiechu. Dziwił się, że czyni to Arcybiskup Chryzostom, który sam przecież uczestniczył w komisji państwowej w 1923 roku, która wydała orzeczenie: „mając na uwadze, że Kościół Grecki, jak też inne Kościoły autokefaliczne, jakkolwiek posiadają niezależność wewnętrzną, to są ściśle ze sobą związane i zjednoczone poprzez zasadę duchowej jedności Kościoła, tworząc jeden Kościół Prawosławny, a zatem żaden z nich nie może oddzielić się od innych i przyjąć nowy kalendarz, nie wstępując w schizmę w stosunku do pozostałych”.

Biskup Paweł zauważa, że przyjmując na przekór temu tak pośpiesznie nowy kalendarz, Kościół Grecji zapomniał o przytaczanych tu postanowieniach oraz o wcześniejszych pryncypialnych deklaracjach zawartych w liście patriarchy Joachima III, natomiast Patriarcha Konstantynopola zapomniał o decyzji, jaka zapadła zaledwie pół roku wcześniej (maj 1923 r.) na Naradzie w jego własnej stolicy. W obu wypadkach miano na względzie to, że taka reforma wymaga ogólnej zgody całego Kościoła oraz ostrożności podczas jej realizacji, by nie zwodzić ludu na pokuszenie. Nawiasem mówiąc, w owej naradzie w Konstantynopolu brał udział również Rosyjski Kościół Zagraniczny w osobie arcybiskupa (późniejszego metropolity) Anastazego.

Dla usprawiedliwienia tak pochopnej decyzji jedynego pośród Kościołów lokalnych wbrew decyzjom Narady, przedstawiano rozmaite argumenty, które w sposób rzetelny przytacza biskup Paweł. Przede wszystkim – że Kościołowi Grecji byłoby trudno nie brać udziału w obchodach narodowego święta w dniu Zwiastowania, które podobno już postanowiono obchodzić według nowego kalendarza. Co prawda ten argument, jak się zdaje, odpada, ponieważ w Królewskim dekrecie o przejściu państwa na nowy kalendarz w paragrafie 4 figurują słowa: „święto państwowe 25 marca i wszystkie dni świąteczne[27] zgodnie z istniejącymi przepisami będą dostosowane do kalendarza Juliańskiego”. Następnie powoływano się na to, że wprowadzenia nowego kalendarza w Kościele jakoby domagał się stanowczo sam król; że takie żądanie zostało przedstawione rządowi oraz że jugosłowiański ambasador miał rzekomo skłonić do tego Kościół Hellady, zapewniając jego arcybiskupa, że również Kościół Serbii przyłączyłby się do takiego rozwiązania. W rzeczywistości Kościół Serbski jednak na to się nie zgodził. Z punktu widzenia władz Kościoła wszelkie naciski wywierane przez władze świeckie – choćby i przez króla – gdyby nawet miały miejsce, nie mogły mieć rozstrzygającego znaczenia.

Tak czy inaczej – pisał biskup Paweł – ten pośpiech, bez wstępnych wyjaśnień i przygotowań, spowodował jeden z poważniejszych problemów współczesnego Kościoła Greckiego – problem starego kalendarza” (s. 276). Nieco później nowy kalendarz przyjęły inne Kościoły: Konstantynopolitański, Aleksandryjski, Antiocheński, Rumuński i Bułgarski. Ten ostatni uczynił to po upływie wielu lat, już w całkiem niedawnych czasach, prawdopodobnie dla dogodzenia komunistycznemu rządowi i Radzie Kościołów. Jak więc widzimy, to Kościół Grecki jako pierwszy wprowadził reformę kalendarza, nie dającą się pogodzić z przyjętymi na Pierwszym Soborze Powszechnym paschaliami, rozbijając jedność Kościoła w sprawie przestrzegania jednakowych terminów świąt w całym Kościele – jedność, którą udało się osiągnąć na Pierwszym Soborze Powszechnym. Była to decyzja wprost przeciwna do tych celów, które w kwestiach związanych z kalendarzem kościelnym postawił sobie sobór nicejski. W owym czasie (1924 r.) kategorycznie odrzuciły możliwość przejścia na nowy styl Kościoły: Aleksandryjski, Antiocheński, Jerozolimski, Serbski i in.[28]

Obiektywne ujęcie tych wydarzeń doprowadziło biskupa Pawła do konkluzji:

Najwidoczniej przypuszczano, że o ile nawet nie wszystkie Kościoły, to przynajmniej ich większość przyjmie takie rozwiązanie i pierwszeństwo w jego realizacji było traktowane jako sprawa prestiżowa. O tym, że w Grecji tak właśnie patrzono na tę sprawę, może świadczyć wystąpienie jej przedstawiciela w Konstantynopolu, według którego posługiwanie się nowym kalendarzem i modyfikowanie paschaliów miałoby „wielkie znaczenie moralne i wywołałoby duże wrażenie w całym kulturalnym świecie, jako nieprzymuszone, dobrowolne zbliżenie dwóch chrześcijańskich światów – Wschodu i Zachodu, na gruncie [wspólnego] obchodzenia wielkich chrześcijańskich świąt” (s. 276).

Innymi słowy naruszenie jedności czasu obchodzenia świąt, nakazanej przez sobór nicejski, dokonało się z przyczyn politycznych – z chęci dogodzenia rządowi Grecji i dla „zbliżenia dwóch światów” – tzn. prawosławnego i heretyckiego. Reformę wprowadzono dla dogodzenia siłom politycznym, a nie w imię przestrzegania i umocnienia zasad Prawosławia. Bez względu na to, ile Kościołów przyłączyłoby się w tych dążeniach do Kościoła Hellady – włączyłyby się one do działań nie na rzecz umocnienia Prawosławia, lecz na rzecz zbliżenia z herezja. Było to grzechem przeciwko Prawosławiu. Skoro mamy sądzić o ich czynach po owocach ich (Mt 7, 16), to zauważymy, że grzech złamania reguł nicejskich być może cieszy heretyków, burzy natomiast jedność Kościoła Prawosławnego. Niekanoniczność[29] tego aktu zwłaszcza wtedy jest widoczna, jeśli zestawi się go z kategorycznym wymogiem utrzymania jedności z Tradycją po to, aby ten lub inny akt nie był zrywał więzi z Prawosławiem. O tym właśnie, z właściwą sobie klarownością pisze nasz wybitny znawca prawa kanonicznego – biskup smoleński Jan:

A zatem – oto inna zasada kościelnego prawoznawstwa, fundamentalna i wytyczająca kierunek[30]: bezwzględne podążanie za świętą tradycją Prawosławnego Kościoła Powszechnego[31] […] Tylko to, co jest w świętej Tradycji lub jest przez nią uzasadnione, albo przynajmniej jest zgodne z nią, winno być uznawane w sensie ścisłym za kanoniczne, uświęcone w Kościele; to wszystko zaś, co nie ma swej podstawy w Tradycji i nie jest z nią zgodne, to chociażby było przyjęte przez tę lub inną społeczność chrześcijańską […] nie powinno być uznawane za kanoniczne, lub przynależne Kościołowi Powszechnemu, a więc prawowierne. Na koniec, wszystko to, co odmienia Tradycję w kwestii podstawowych praw i postanowień kościelnych lub godzi w jej siłę poprzez samowolę ocen, lub postanowień ludzkich – to, co widoczny przeczy Tradycji, należy odrzucić, jako fałszywe, antykościelne[32].

Czy jednak dokładność obliczeń astronomicznych (przy czym, jak mogliśmy się przekonać, nader wątpliwa) jest rzeczą na tyle ważną, aby ze względu na nią utracono jedność w stosunku do całego bogactwa liturgicznego przeżywania świąt? Czyżby obchodzenie Bożego Narodzenia i innych święto wspólnie z nieprawosławnymi miałoby usprawiedliwiać odłączenie się w takim momencie od Kościołów dochowujących wierności Tradycji przekazanej nam przez świętych ojców?

Jeszcze gorzej stało się w Prawosławnym Kościele Polskim, a ostatnio w Metropolii Amerykańskiej, gdzie w jednej i tej samej diecezji jedna parafia żyje zgodnie z juliańskim kalendarzem, a inna – z tym samym biskupem – wedle gregoriańskiego. Ów biskup, gdy mu przyjdzie odwiedzać swoich wiernych, musi w jednej parafii świętować wraz z nimi Boże Narodzenie, a w drugiej jeszcze przestrzegać reguł Filipowego postu. A wobec tego on sam zatem żyje ni tak, ni siak. W jeden spośród diecezji metropolii amerykańskiej sprawa rzecz się ma jeszcze bardziej paradoksalnie: w niektórych parafiach biskupa – nie wyłączając jego katedralnej cerkwi – prawosławni mogą żyć podług różnych kalendarzy, zgodnie ze swoim życzeniem. Biskup obiecał swoim wiernym, że jeśli nawet jeden parafianin zażyczy sobie nabożeństwa zgodnie z kalendarzem juliańskim – prośba taka zostanie spełniona. Trudno sobie wyobrazić gorszą sytuację dla duchownego. Czy można taki bałagan nazywać jeszcze prawosławiem? To przecież powrót do tego samego nieładu, o którego usunięciu radośnie obwieszczał światu równy apostołom cesarz Konstantyn. Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze raz jego słowa: „Rozważcie sami wedle świętości waszej: jakie to niedobre i niedorzeczne, że w tym samym czasie jedni przestrzegają postu, a inni ucztują – i w tym, że dzień Paschy, jedni spędzają czas na próżnowaniu i wypoczynku, a inni w tym czasie czuwają i czynią ustanowione posty”. Tę opinię można odnieść nie tylko do Paschy, lecz w ogóle do każdego święto, od Bożego Narodzenia poczynając.

Pierwszy Sobór Powszechny usunął taki rozdźwięk pomiędzy Kościołami Wschodu i Zachodu. Wówczas świętowanie Paschy w różnym czasie odbywał się na ich terytoriach, lecz nikomu nie przyszłoby nawet do głowy, aby wierni z jednej i tej samej diecezji, a nawet tej samej parafii, na dodatek w tej samej świątyni, żyli zgodnie z różnymi kalendarzami. Zaiste, trudno wyobrazić sobie taki monstrualny duchowy zamęt w jednej i tej samej wspólnocie. Tylko zasady ekumeniczne, nieuznawanie prawd bezwzględnych i sprowadzanie ich do poziomu zapatrywań, mogły doprowadzić do takiego absurdu w stanie duchownym.

I tak oto prześledzenie problemów związanych z nowym kalendarzem nieuchronnie prowadzi nas do wniosku, że jego wprowadzenie od samego początku było niekanoniczne i kryło się w nim sprzeniewierzenie się Prawosławiu. Przyłączenie się do tego ex post – na przykład w chwili obecnej – jest przyłączeniem się do aktu grzesznego i niezgodnego z prawem kanonicznym. Żadna większość nie może zmienić tej sytuacji, podobnie jak w swoim czasie posiadanie większości przez heretyków i zawłaszczenie przez nich władzy w tym lub innym Kościele – nie czynił ich prawowiernymi.

Niech nie straszą nas tym, że zwolennicy „nowego stylu”[33] mogą uzyskać większość. Miarą prawowierności jest nie to, lecz posłuszeństwo wobec Tradycji, naśladowanie w sprawach wiary i w życiu świętych Ojców, którzy dawno temu odeszli z tego świata. Wierzymy, że oni są z nami, a nie z tymi, którzy odcięli się od ich Tradycji. Widzimy, jakie czyni postępy modernizm i jak spełnia się ostrzeżenie siódmej reguły siódmego Soboru Powszechnego: „grzechy poprzedników pociągają za sobą inne grzechy następców”.

Nie zdziwimy się, jeżeli dla dogodzenia katolikom nastąpi przyjęcie proponowanej przez nich Paschy, umieszczonej na stałe w obrębie któregoś z kwietniowych tygodni. „Grzechy poprzedników” już się dokonały. Czy będziemy się dziwili, gdy „pociągną za sobą inne grzechy następców”?…

 


[1] Oryg. miesiacesłow.

[2] Oryg. da budiet anafema.

[3] Oryg. molitwy naszej miernosti.

[4] А.Н. Зелинский, Конструктивные принципы древнерусского календаря [w:]Контекст-1978, Москва  1978.

[5] Oryg. Миротворным кругом.

[6] (Oryg. лунное течение). Do paschaliów dołączony jest harmonogram obrotów Księżyca, rozpisany na 19 lat; każdy obrót księżyca nazywany jest „kręgiem”, tak więc cykl obejmuje 19 kręgów. Każdy krąg rozpoczyna się w marcu. Główną jednostką w tej tabeli jest “podstawa”, która oznacza wiek Księżyca w dniu 1 marca. Według tego harmonogramu miesięczny obrót Księżyca odbywa się w czasie “dni 29 i pół dnia, i pół godziny, i jedną piątą część godziny”. Wyliczono, że w jednym kręgu Księżyc w dniu 1 marca osiąga wiek 14 dni i nocą tej samej doby zaczyna maleć. Ten cykl nazywany jest cyklem Metona, ponieważ opisał go ateński astronom Meton i wprowadzono go do do astronomii w Atenach w 432 pne. Meton zestawił ten cykl z 235 lunacji, czyli lub 228 miesięcy słonecznych. Cykl Metona kościół chrześcijański przyjął za podstawę paschaliów. [dp].

[7] Por. „Jeden rok Bessela [równy rokowi zwrotnikowemu – J.Sz.] określa się jako czas pełnego obrotu średniego Słońca w prostym wznoszeniu, począwszy od momentu, w którym jego proste wznoszenie wynosi 18h40m. Ponieważ rok kalendarzowy w odróżnieniu od roku Bessela zawiera liczbę całkowitą dni (365 albo 366), liczba całkowita dni Bessela zazwyczaj nie dopełnia się wraz z nastaniem kolejnego roku kalendarzowego.  Różnica wynosi około jednego dnia lub mniej”. –  John D. Kraus, Radioastronomia, Moskwa 1973, s. 54 [Przyp. tłum.]
[8] W tekście rosyjskim omyłkowo wydrukowano 3624,25. [Przyp. tłum.]
[9]  Oryg.   правило

[10] Oryg.  предстоятелей.

[11] Oryg.  особиться

[12] Oryg.  решение

[13] „Никоновская кормчая” – chodzi o późnośredniowieczną ruską wersję tzw. Nomokanonuczyli bizantyjskiego kodeksu prawa kanonicznego.

[14] Chodzi o 14 dzień nisana (wiosennego miesiąca księżycowego w kalendarzu żydowskim).

[15] Pełnie miesiąca księżycowego, które zawsze wypadają czternastego dnia miesiąca. Miesiąc księżycowy zawsze zaczyna się od nowiu i dlatego pełnia zawsze przypada na czternasty dnia miesiąca. Można to ująć tak: te pełnie 14 dnia miesiąca księżycowego po upływie 1000 lat były uznawane za pierwsze pełnie po zrównaniu dnia z nocą. [Przyp. tłum.].

[16] Opus de emendatione temporum, 1593. [Przyp. tłum.].

[17] Oryg.  хронологии.

[18] Por. Ludwik Zajdler, Saros oraz inne cykle i okresy, w: Urania nr 7/1977. [Przyp. tłum.].

[19] Oryg.  Никейского определения о пасхалии.

[20] Oryg.  единством молитвенной жизни.

[21] Oryg.  деяния.

[22] Oryg.  Святейший праздник.

[23] http://tvorenia.russportal.ru/index.php?id=collections.sigilion1583

[24] Oryg.  издал определение.

[25] Oryg.  определения.

[26] Oryg.  определениями.

[27] Oryg.  все праздничные особые дни.

[28] „Церковныя Вeдомости” nr 11– 12, 1924 r., s. 4.

[29] Oryg. неправославность.

[30] Oryg. руководственное.

[31] Oryg. Кафолического.

[32] Archimandryta Jan, Kurs Kościelnego Prawoznawstwa w zarysie, Sankt-Petersburg 1851, rozdz. 1, s. 23.

[33] Oryg. новостильники.

 

ŹródłoBiskup Grzegorz (Grabbe)Kościół i jego nauka w życiu człowieka. (Pisma zebrane) Tom trzeci. – Jordanville. Drukarnia bł. Hioba Poczajowskiego, 1992 – s. 173-187.

Источник: Епископ Григорий (Граббе). Церковь и ея учение в жизни. (Собрание сочинений.) Том третий. — Джорданвилль: Тѵпография преп. Иова Почаевского, 1992. — С. 173-187.

[Artykuł biskupa Grzegorza został też opublikowany w angielskim dodatku do  „Orthodox Life” nr 6, 1983]
Print Friendly, PDF & Email

Nicefor.Info