REDAKCJA: Jako prawosławnym jest nam daleko do popierania wszystkich koncepcji, w tym niechrześcijańskich, jakie głosił B. Trentowski oraz niektórych elementów jego życiorysu, niemniej uważamy że z poniższymi uwagami, zawartymi w jego dziele Chowanna, czyli system pedagogiki narodowej jako umiejętności wychowania, nauki i oświaty, słowem wykształcenia naszej młodzieży z 1842 roku należy się zapoznać, gdyż przedstawia tam wiele cennych uwag oraz nie mówi tego z perspektywy kogoś obcego, a polskiego patrioty. Zdecydowaliśmy się uwspółcześnić językowo tekst, by był on łatwo zrozumiały dla współczesnego czytelnika.
_____________________________________________
Przy schyłku X wieku zaprowadzono w Polsce religię chrześcijańską wyznania rzymskiego. Było to naszym wielkim szczęściem, bo związało nas raz na zawsze z Zachodem i z Europą właściwą, której przeznaczeniem jest cywilizacja wyższa, oświata i wolność. Ale także wielkim nieszczęściem, bo poddało nas bezwarunkowej władzy nie zawsze świętych następców Świętego Piotra, która wśród ludu, brzydzącego się romańskim i germańskim rozbojem, niebyła wcale potrzebna i która szerokie drzwi otwarła cudzemu i dalekiemu dworowi watykańskiemu do gabinetu spraw polskich. Doszło do tego, że zakonnicy nie przyjmowali długo Polaków do swoich klasztorów, lecz brali do nowicjatu samych cudzoziemców. Władza ta [watykańska] intrygą nieznaną i niemającą polskiej nazwy, ale pośród łacińskich mnichów zakorzeniona, skaziła nasz niewinny umysł i klęski mogła sprowadzić na kraj, albowiem klęski zaczęły następować bardzo szybko.
Papież uważał nas za naturalną prowincję nowego państwa rzymskiego, które od wieków było jego wymarzoną Utopią, a dowiedziawszy się, że Dąbrówka, żona Mieszka, podarowała mu [papieżowi] kraj nadwiślański, oddał go królom niemieckim w lenno i pozwolił nas ujarzmić. O Boże, gdzie słuszność? Stąd wzięły się wojny z Niemcami, aż do sławnej i rozstrzygającej kwestię naszego istnienia bitwy na Psim Polu. Bitwa ta dla nas była tak ważna, jak owa bitwa Franków z Saracenami, która rozstrzygnęła, czy Biblia czy Koran ma panować nad Europą. Gdybyśmy nie wygrali tej bitwy, zniemczono by nas jak Czechów, Morawów i innych braci naszych. Cześć wszystkim polskim obrońcom i za najświętszą, choć przeciwną myśli papieże, sprawę walczącym! Wtedy odzyskaliśmy dawną wolność, straconą z przyjęciem religijnego berła Rzymu.
Duchowieństwo zachodnie poburzyło wreszcie nasze dawne bałwochwalcze świątynie, wytępiło wszelkie szczątki naszej odwiecznej cywilizacji, i zniewoliło nas obcą i niezgodną z naszą duszą kulturą. Samemu ukochanemu językowi polskiemu groziła zagłada, bo go nazwano barbarzyńską mową, usunięto z nabożeństw i trupią łaciną, jak miną prochową, z dymem puścić chciano. Mowa ojczysta musiała pójść do kuchni i to na czas bardzo długi. Dopiero Górnicki odważył się wołać: Nie wiem czemu tak podle rozumiemy o swoim języku, jakoby łacińskich nauk w się wziąć niemógł; co się mnie wielkie głupstwo widzi. Łacina była dla nas równie szkodliwa, co polityka Rzymu, ponieważ nasz język nie był wcale chaotyczną mieszaniną jak włoski, hiszpański, francuski i w ogóle języki romańskie, ale czystym, oryginalnym, samorodnym i znakomicie wykształconym już językiem. Musimy tutaj prawdę rzec bez wyjątku, ale z sercem bolesnym – tym, czym byli barbarzyńcy dla starego Rzymu, tym nieomal stał się dla nas nowy Rzym. Roma nigdy nie przestała być drapieżną i żądną krwi wilczycą! Lud polski też długo nienawidził tej religii, co była dla jego narodowości morderczym sztyletem. On błądził, ale któż temu winien? Gdyby lud polski ukochał nowo zaprowadzoną religię, nie powstałoby ani owo okropne bezkrólewie, w czasie którego zbuntowane chłopstwo burzyło chrześcijańskie kościoły i piło krew cudzoziemskich, a głosu ludzkiego nie rozumiejących mnichów, ani Kazimierz I nie utrzymałby od kościoła rzymskiego przydomku Restaurator, czyli Odnowiciel.
Teraz przedstawię jeden rachunek historyczny, jedno przypuszczenie. Gdyby przywędrowało do nas Chrześcijaństwo ze Wschodu, albo jak chce Maciejowski, gdyby Chrześcijaństwo słowiańskie z Grecji do nas przybyłe, nie zostało przez zachodnie chrześcijaństwo za Mieszka wytępione, zupełnie inną byłaby nasza historia. Biblię niezawodnie przełożono by na polski już za Bolesława Chrobrego, a przy obrzędach i śpiewach kościelnych język nasz zostałby udoskonalony, otrzymałby właściwsze sobie litery. Powszechnie przypisuje się Polakom zdolności niepospolite. Nie byliśmy ani pod jarzmem Tatarów, jak Rosjanie, ani pod panowaniem kultury Niemców, jak Czesi i inni bracia nasi. Jakże wysoko mogłaby się rozwinąć wtedy nasza oświata! Nauki i sztuki greckie przeniosłyby się pierwej z Carygradu do Krakowa, niż do Włoch, co nastąpiło po upadku Cesarstwa Wschodu. Nie znalibyśmy trapiącej nas tak długo morowej zarazy duszy, to jest łaciny; stalibyśmy się może dziś drugą starożytną Grecją, Atenami! Krzywousty nie rozdzieliłby państwa swego między licznych synów, bo tak nie czyniono na wschodzie! Ale takiego losu nie otrzymaliśmy od nieba. Bóg wiedział, co uczynił i dlaczego nas do zachodu przyczepił. (…)
Jak Luter w Europie, tak w Polsce Hozjusz rozpoczyna czas nowy. Są to dwaj mężowie równie silnego ducha, równie przekonującej wymowy, ale zupełnie przeciwni w poglądach (…). Hozjusz jest jednym z tych wielkich ludzi, co narodzili się na nieszczęście człowieczeństwa i zasłużyli, sami nie wiedząc o tym, na ich późniejsze potępienie. Jak z imienia Kopernika czy Grzegorza z Sanoka każdy Polak może być dumny, tak wspomnienie Hozjusza powoduje, że każdy, kto myśli świadomie, czuje ból serca. Hozjusz, otrzymawszy od papieża za swe soborowe zasługi tytuł Wielkiego Kardynała i przepełniony duchem swego przyjaciela Del Monte, wrócił do kraju. Polska była wówczas jeszcze oświecona i czuła wraz z Europą niechęć do samowoli papieży poczynając od Grzegorza VII. Było więc w Polsce mnóstwo dysydentów, nieomal połowa ludności. Hozjusz rozpoczyna przeciw nim walkę na śmierć i życie; jeździ od miejsca do miejsca, wyzywa na dysputy, gromi, prowadzi intrygi, wypędza pojedynczych kacerzów, wchodzi w konflikt z magnatami. Rozpoczyna się Sejm. Hozjusz stara się, żeby przyjęto ustawy Soboru Trydenckiego. Ale oświata narodowa nie pozwala na to. Sejm polski odrzuca Sobór Trydencki i Hozjusza nieomal z pogardą. Ten papieski zapaśnik, nie chcąc ustąpić z pola bitwy i nie przegrać sprawy swego rzymskiego pana, umie namówić słabego króla do podpisu aktów Soboru. Tak więc Sobór Trydencki został przez nasz naród odrzucony, a przez króla przyjęty, czyli zgodnie z prawami krajowymi, był nieważny i nieobowiązujący nas. Ustawy tego Soboru objęły później panowanie nad Polską, gdy ta dawniejsze swoje oświecenie utraciła, ale tylko de facto, a nie de jure. Nawet za naszych czasów, bo w 1825 roku, sejm warszawski ustanawiając prawa rozwodowe i powołując się na dawne polskie sejmy, nie stosował się do ustaw Soboru Trydenckiego, nieobowiązującego naszego narodu, i po raz drugi go odrzucił. Pomimo tego Sobór ten u nas panował i panuje. Taki wielki wpływ wywierała na nas w nowszych czasach hierarchia! Niczym nie zrażony Hozjusz zaproponował wypędzenie dysydentów z kraju. Polacy byli wówczas jeszcze tak oświeceniu, że wielu z nich, mając Radziwiłłów na czele, tak rozprawiało: Trzeba być ślepym, żeby nie uznawać niedorzeczności sprzecznych z rozumem w rzymskim wyznaniu i nie oburzać się przeciw papieżowi, który usiłuje wmawiać głupoty wszystkim chrześcijanom. Reforma religii jest więc koniecznie potrzebna, ale po co mamy przyjmować szwajcarską lub niemiecką naukę? Czy nie mamy głów własnych i nie zdołamy dostosować chrześcijaństwa do potrzeb naszej ojczyzny? Ustanówmy kościół polsko-katolicki i wybierzmy polskiego papieża. Były to przepiękne myśli, lecz na nieszczęście żaden polski Luter nie pojawił się na scenie. (…)
Jezuici zaczęli wślizgać się do domów magnackich i siać intrygi. Ich głównym celem było ogłupienie narodu, czego próbowali dokonywać na młodzieży szkolnej, jako przyszłej Polsce. Wiele mieli środków do walki i długo opierał im się naród. Ale za ich wpływem i pomocą wybrano na tron słomianego bałwana szwedzkiego, Zygmunta III. Jezuici zatriumfowali. Los Polski został rozstrzygnięty. (…)
Zobaczmy teraz dalsze działania Jezuitów, tych naszych reformatorów!
Ojcowie jezuici, oczyściwszy mniej więcej Polskę z dysydentów, zwrócili się przeciw schizmatykom, czyli przeciw Polakom greckiego wyznania. Ale z nimi trudno było walczyć, ponieważ ludność prawosławna była niemal trzykroć liczniejsza od katolickiej. Roztropność nakazywała użyć tutaj sztuczek Machiavellego, a w nich jezuici byli zawsze mistrzami. Robią więc plan. Należy zacząć prozelityzm od prawosławnego duchowieństwa, dać pozyskanym biskupom i kapłanom świetne włości, obsypać ich bogactwem i tym sposobem zachęcić innych, do udania się za ich przykładem. Należy stworzyć wśród prawosławnych potężne stronnictwo, lud ruski rozdwoić, stosując zasadę divide et impera, a rzecz uda się niezawodnie. Plan ten przedstawiono, z natury nietolerancyjnemu, królowi i obiecano niebo za nawrócenie milionów na łono jedynie prawdziwego kościoła, i pozyskali go z duszą i ciałem na swą stronę.
Lud ruski, a szczególnie tak zwane kozactwo, zjednoczyło się dobrowolnie z Polską, wkrótce po naszej unii z Litwą. Pakt ugodowy polegał na zdaniu: Przystępujemy do Polaków, ale tylko jako wolni do wolnych i jako równi do równych. Polska zapewniła od samego początku wolność i równość uroczyście, przyrzekła ich uważać za braci, a kozacy w przelewali w jej obronie swoją krew z ochotą. Zygmunt August zrównał w 1563 roku szlachtę ruską z polską i nadał jej prawo wysyłania swych posłów na sejmy. Sześć lat później ten sam monarcha potwierdził dawniej zawarte układy, to jest wolność i równość całkowitą. Tak wyglądała sytuacja, gdy jezuici robili spisek przeciwko poczciwej i walecznej Rusi, która była naszym puklerzem przeciwko Tatarom i Turkom, była naszą prawą ręką.
Zygmunt III pozyskawszy dla swych celów Michała Rachożę, metropolitę kijowskiego, wychowanka i marionetkę jezuitów, wezwał w 1590 roku biskupów ruskich do Brześcia przed komisję złożoną z jezuitów oraz ich popleczników, rozkazując podpisać unię z kościołem papieskim. Jezuici obiecują biskupom złote góry. Ośmiu biskupów przystąpiło do unii, reszta protestowała. Nieposłusznych usunięto z urzędów i prześladowano. Fjodor Kosiński, hetman kozacki, powstał przeciwko komisji brzeskiej, jako gwałcącej dawne prawa narodu ruskiego i zwarte z Polską układy. Komisja zwabiła go do Brześcia pod pozorem porozumienia się, a gdy przybył rozkazano zamurować go żywcem, jako buntownika. Kozacy, dowiedziawszy się o tym, spieszą na obronę swego hetmana, zwyciężają wojsko polskie w bitwie pod Piatką, zdobywają Brześć, ale hetmana zastali już bez życia. Hetman koronny, Żołkiewski, także narzędzie jezuitów, bierze górę nad kozactwem, popiera unię orężem, niewoli lud ruski i zmusza do przyjmowania znienawidzonej wiary. Co gorsza, zabrania kozakom, wbrew prawu, wyboru nowego hetmana. Oczywiście kozacy nie chcieli być posłuszni. Wysłali do króla pułkownika Łobodę ze skargą. Ten mówił między innymi, że nie żali się na Polaków, ale na jezuitów i ich narzędzia, że jezuici swymi intrygami zabijają ojczyznę, oraz że z upadkiem Rusi i Polska także upadnie. Król po jezuicku udał, że o niczym nie wie, po czym, obiecując sprawiedliwość, odprawił posła. Wkrótce wezwano kozactwo do Warszawy, pod pretekstem układów. Przybyło ich ośmiu, w tym Łoboda i nowo wybrany hetman Nalewajko. Ale w Warszawie, jak mówi kronika, wpakowano posłów kozackich do lochów, a po dwóch dniach wyprowadzono ich na plac i oznajmiono, że poniosą śmierć jako prześladowcy Chrystusa. Stracono ich haniebną śmiercią. Po wszystkim sejm wydał decyzję uznającą cały lud ruski za chłopstwo polskie, i zabraniający im wysyłać posłów na sejmy. Kniaź Konstanty Ostrogski i królewicz Władysław stawiają się za uciśnioną Rusią do Zygmunta, ale daremnie. (…)
Wojna trwała ciągle, a Polacy górowali. To było powodem do następnych postanowień względem Rusi. Wszystkie cerkwie, które chciały zostać przy dawnej wierze i nie chciały przystąpić do unii wydzierżawiano, rzecz niesłychana, żydom! W ten sposób, że za każde nabożeństwo prawosławne wolno było dzierżawcy, stosownie do wielkości parafii, wymagać od 1 do 5 talarów, a za chrzest, pogrzeb lub chrzest od 1 do 4 złotych [czyli 30-120 groszy]. Za możliwość pozostania przy wierze ojców Rusinom kazano płacić ogromny podatek i wydzierżawiono go także żydom. Ci nie wpuszczali zaś do miast i miasteczek nikogo, kto, niemal jak pies, nie miał uwieszonej na szyi blaszki z napisem Unita. Jeśli ktoś chciał wejść musiał zapłacić. Później jezuici nie byli także zadowoleni z unitów i zmuszali ich do całkowitego przyjęcia wiary rzymsko-katolickiej. Unię zwali pogardliwie wiarą chłopską. Tu powiedzieć trzeba, że tyrania i barbarzyństwo Polaków przeszło wszelką miarę. Wszystko dzięki ojcom jezuitom. Już za Zygmunta III okazały się nieszczęśliwe skutki tego fanatyzmu i niesprawiedliwości w bitwie pod Cecorą, w której Kozacy walczyli z nami z musu, nie z ochoty, i z radością nas opuścili podczas walki.
Król Władysław IV widział całe nieszczęście grożące Polsce przez nasz odpowiednik wojny trzydziestoletniej i proponował sejmowi, by ten miał dobro ojczyzny na względzie i zostawił kozaków przy ich wierze i swobodach. Król chciał być sprawiedliwy i pokazać, że jest reprezentantem chrześcijańskiego ludu. Ale prymas powstał przeciw królowi, oskarżając o popieranie schizmy. O wielki Boże! Czemuś nie roztrzaskał mózgu prymasa twym piorunem! Ale Ty dałeś ludziom i narodom wolną wolę i pochodnię rozumu nie na darmo. Za przykładem prymasa poszedł cały sejm. Cóż więc dziwnego, że nastąpiło nieszczęsne panowanie Jana Kazimierza, że wojny z Rusią nastały najokrutniejsze, że Chmielnicki wydarł ojczyźnie naszej wnętrzności i zadał jej w pierś śmiertelny cios – kozacy złączyli się przeciwko niej z Turkami i Tatarami, a ostatecznie poddali się Moskwie! Tak straciliśmy własnym nierozumem lud do nas przywiązany. Biliśmy się za wiarę w papieża; przeciw komu? Przeciw ludowi własnemu, co wierzył w Chrystusa! Biliśmy się za wiarę w Papieża, za Sobór Trydencki, za jezuitów, a kopaliśmy ojczyźnie naszej grób! Gdzie rozum?! Jezuici wyrwali go z głów polskich aż do dna! (…)
Węgry nie mogąc ścierpieć austriackiego jarzma, powstali pod wodzą hrabiego Tekli. Turcja niesie pomoc węgierskim patriotom, zwycięża wszędzie oraz rozpoczyna oblężenie Wiednia. Cesarz błaga Sobieskiego o pomoc. Teraz był czas pomyśleć o roszczeniach austriackich do żup solnych w Wieliczce w czasie wojny ze Szwedami i zażądać od cesarza np. powrotu utraconego niegdyś Śląska, odpłacić wet za wet, myśleć o korzyściach dla własnej ojczyzny. Ale któż w Polsce był dyplomatą? Jezuici krzyknęli: Do broni Polacy, bo to walka o wiarę świętą! Michał Kubrakiewicz mówił: Trzeba było albo wyrzec się wiary w papieża, albo prowadzić wojnę przeciw Turkom wbrew interesom politycznym. Wiara przeważyła interes ojczyzny, szlachta nasza arcykatolicka pobiła Turków, uratowała Wiedeń, ale wykopała grób dla Polski. Po przegranej bitwie Porta Osmańska zaczęła się chylić ku upadkowi i musiała w 1699 zawrzeć niekorzystny pokój karłowicki. Cesarz zaś bez żadnej przeszkody ze strony Porty, zawojował Węgry na nowo, obrócił się przeciw Polsce i bez żadnej bitwy zajął jej część najpiękniejszą. Jezuityzm był grobem dla naszej ojczyzny. Rzym i Wiedeń postawiły pomnik Sobieskiemu na mogile Polski.
August II lekceważąc młodość nowego króla szwedzkiego Karola XII, wiąże się z Rosją i Danią, zajmuje ze swoimi Saksończykami utracone dawniej Inflanty. Nie wiedział, co czyni. Zapomniał, że Polska była bezsilna, a dokonał tego bez jej wiedzy i zezwolenia. Karol XII pokonał Duńczyków, a później Sasów, zdobył Warszawę, złożył Augusta z tronu, a królem zrobił Leszczyńskiego. Wszystko to stało się nagle, jakby piorun uderzył. Karol wyruszył przeciwko Rosji, lecz ta miała Piotra Wielkiego. Bitwa pod Połtawą zniszczyła wszelkie plany Karola, wypędziła Leszczyńskiego, przywróciła na tron Augusta, pokazała Europie naszą niemoc, zrobiła Rosję królową Słowiańszczyzny w miejsce Polski, otworzyła jej bramy do naszego kraju. Odtąd zaczęła się Rosja mieszać w polskie sprawy i natychmiast się zorientowała z kim ma do czynienia. Nawet konfederacja barska nie biła się za ojczyznę, ale dla interesów cesarza Józefa. Ona wywalczyła dla Austrii Galicję.
Ale po co te smutne wspomnienia? Cóż ze wszystkich tych wojen wynika? Oto smutna i bolesna prawda, potwierdzona całą naszą nowożytną historią, że fanatyzm religijny, jezuityzm, niezważanie na skutki uczynionych kroków, brak myślenia o przyszłości, brak dyplomacji i oczywisty nierozum prowadziły ojców naszych za rękę, aż ojczyznę zabiły; ciągle i na nasze nieszczęście byliśmy cudzą machiną. O Hozjuszu, Hozjuszu! Twoje to dzieło! Tyś zabił ojczyznę naszą rakiem zacofania; tyś wypalił jej oczy! Kubrakiewicz mówi: Polska, która była rodzajem republiki i dlatego potrzebowała ludzi światłych, powinna była pomyśleć o reformie religii papieskiej, której przy końcu średnich wieków główną zasadą była ciemnota, stępienie rozumu. Polacy tego nie pojęli i dlatego upadli! Jezuici sterowali kościołem polskim i byli nieprzyjaciółmi światła. Byłże więc u nas kościół Chrystusa? Nie, bo Pismo Święte mówi: Ktokolwiek działa źle, nienawidzi światła i nie zbliża się doń, bojąc się, aby jego działania nie były potępione. Lecz ten, który czyni to, co prawda każe, przybliża się do światła, aby były jawne jego uczynki, ponieważ w Bogu są uczynione” (Łk 8, 17; J 3, 20-21). Chrystus przestrzega: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nie mogą zabić duszy, ale lękajcie się bardziej tego, który może i ciało i duszę pogrążyć w ciemności (Mt 10, 28). O Polsko, czemuś nie czytała Pisma Świętego? Pozbyłabyś się pierwej jezuitów, nim oni w ciemności pogrążyli twe ciało i twą duszę! Czyż jezuici nie kochali naszej ojczyzny? Kochali ją, bo byli Polakami! Ale któryż teolog rzymski umie odróżnić religię od kościoła, rzeczy niebieskie od rzeczy papieskich, ducha chrześcijańskiego od ducha watykańskiego? Wszakże i dziś jeszcze przekonać się o tym możemy na przykładzie naszego patriotycznego kapłaństwa. Mieszano wtedy pojęcia i walcząc za papieża sądzono, że walczy się za Boga, a tym samym i za ojczyznę. Nasi przodkowie bili się ciągle za wiarę, nawet żołnierstwo nazwano wiarą. Piękna to musiała być wiara, która żłopała niewinną krew dysydentów i dyzunitów, kraj pogrążyła w ciemnościach, a w końcu zamordowała. Nie była to wiara światłości, wiara miłości bliźniego, wiara chrześcijańska!
Potrójny rozbiór Polski, jest taką boleścią dla nas, że słaby człowiek krzyknie: Nie ma Boga!. Jest Bóg, ale ukarał nas za kalwinów i kozaków, za dawną nietolerancję i swawolę. On posłał nas do surowej szkoły i wskazał na rózgi, abyśmy się raz nauczyli rozumu! Straciliśmy kozactwo fanatyzmem i niesprawiedliwością – jakże by nam się ono przydało w czasie wojen szwedzkich i później! Można powiedzieć, że owo zgromadzenie w Brześciu, co zamurowało Fjodora Kosińskiego, uderzyło sztyletem w sam środek serca naszej ojczyzny. Papież kazał nam złamać najświętsze przysięgi, nastąpiła klęska pod Warną. Jezuici nakłonili nas do pogwałcenia traktatów z Rusią, do tyranii nad ludem, co krew za nas przelewał, i nastąpiła śmierć Polski. Bóg jest sprawiedliwy, ale czyż przodkowie nasi, co gwałcili przysięgi i uroczyste pakty, byli dobrymi chrześcijanami? Papież dał królom polskim za czynione ze ślepym oddaniem przysługi tytuł prawowiernego. Co z tego, kiedy dorabiając się takiego zaszczytu ojczyzna musiała skonać! Czy Zbawiciel nasz także przyzna Polakom ten tytuł papieski?
Widzieliśmy “mądrość” nowoczesnej Polski w jej czynnościach wojennych. Również “mądrość” pokazuje się i w działaniach pokoju. Mieliśmy najgorszą, najbardziej anarchistyczną, najśmieszniejszą w świecie konstytucję, opartą o konfederacje, elekcje królów, pacta conventa (które coraz bardziej zabijało władze monarszą), na wichrzeniu szlacheckim, na arystokracji, na liberum veto, słowem – na tak zwanej złotej wolności, to jest na nierządzie. Nasi przodkowie byli wszystkim i trzęśli wedle swojej woli losem ojczyzny. Król i duchowieństwo musieli im pochlebiać. W Polsce król był cieniem, zwykłą nazwą honorową, natomiast panowało sto tysięcy małych królików. Drobna szlachta była ich narzędziem, chociaż istniało przysłowie: szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Stan średni nie istniał, a chłopstwo było w najsromotniejszej niewoli. (…)
Magnaci polscy byli sternikami ojczystego okrętu. Byli do tego usposobieni? Uchowaj Boże! Ani wyobrażenia nie mieli o polityce, o dyplomacji, o stanie europejskich narodów, o duchu czasów, o ekonomii politycznej. Ciemno było w ich głowach, jak w rogu, a za to ambicję mieli niesłychaną i umiłowanie do prywaty. Ich charakterem – łatwowierność, niepolityczność, otwarcie na obce dwory i jezuitów, a chytrość i podejrzliwość wobec ludu; ubieganie się o łaski europejskich mocarzy, a pomniejszanie władzy własnego króla; szukanie u papieża hrabiowskich tytułów za gorliwość w rzymsko-katolickiej wierze, a deptanie najzuchwalsze i zupełnie niechrześcijańskie praw ludzkich w dysydencie, dyzunicie i kmieciu (…). Panowie nasi jeździli za granice i rozsypywali złoto, krwią i potem wieśniaczego ludu zgromadzone i uciskali lud ten pracowity, główną potęgę ojczyzny. Gdyby sławna konstytucja 3 maja zapewniła chłopom własność i zabezpieczyła ich prawa człowieka, gdyby dopuściła ich do swobód obywatelskich, inny kształt i rezultat miałoby powstanie Kościuszki. Ale o rzeczach takich panowie nasi samolubni nawet nie marzyli. Nawet za ostatniej walki o niepodległość w 1830 roku, Sejm nasz nie oświadczył dobitnie i głośno, że przynajmniej myśli o oswobodzeniu ludu, nie udowodnił Europie, żeśmy przestali być Azjatami i zaczynamy cenić człowieczeństwo! Aż do ostatnich dni nasi panowie mieli wszystkie wady narodów nowszej Europy, ale nie mieli żadnej ich cnoty. (…)
Polska nowoczesna stała w zupełnym przeciwieństwie do nowoczesnej Europy. Wszędzie ustawała potęga papieska i władza hierarchii, u nas zaś podnosiła się. Wszędzie rosła jak na drożdżach oświata, a u nas ciemnota. Wszędzie rozwijała się literatura narodowa, a u nas zaczęła szerzej panować łacina, która rozpadała się powoli w tak zwane makaronizmy. Dopiero za Stanisława Augusta znowu pokazuje się literatura narodowa. Wszędzie tryumfuje władza monarsza, u nas słabnie i umiera; wszędzie wprowadzają stałe wojska, u nas powstają konfederacje i pospolite ruszenia; w Niemczech i Danii znoszą tron elekcyjny, a ustanawiają dziedziczny, u nas zaś odwrotnie; wszędzie upokarzają możnych wasalów, u nas rozwija się najabsolutniejsza arystokracja; wszędzie niknie stan rycerski, nasza szlachta idzie do góry; wszędzie nastaje porządek i bezpieczeństwo, u nas pojawiają się najazdy, prywatne wojny i anarchia; wszędzie kwietnie przemysł, handel, postęp i pomyślność, a u nas nikt nawet o tym nie pomyślał; wszędzie nadają chłopstwu własność, u nas stan kmiecia staje się coraz bardziej nieznośny. (…)
Malby mówi: Rozmawiałem z najznakomitszymi Polakami, którzy mi przedstawiono jako mężów stanu. Odebrałem ich jako tak ciemnych i przesądnych, tak uprzedzonych i zepsutych, tak ubiegających się na wyścigi o względy Austrii, Prus i Rosji, że nie ma już ratunku dla Polski. Głupota tego narodu jest powszechna, a jego niezdolność do myślenia leży po części w złym prawie, po części w niesłychanym pijaństwie. Przybywszy do Polski sądziłem, że jestem u Tatarów! Co za drogi, co za wsie, co za nędza! Szlachcic polski rozprawia wiele i ma język bardzo płynny, ale to czcza gadanina. Lecz to wystarczy Polsce, gdzie nikt nie umie docenić wartości rozumowania i gdzie, jeśli gadanina nie skutkuje, próbują cię przekonać karabelą.
J.H. Bernardin de St. Pierre mówi: Nie ma nigdzie okazalszej arystokracji niż w Polsce, ale też nie ma nigdzie gorszych obywateli. Nędza stanu wiejskiego przechodzi wszelkie opisanie. Cały rok chłopstwo tu pracuje na swoich barbarzyńskich panów, mających nad nimi prawo życia i śmierci. Los drobnej szlachty jest niewiele szczęśliwszy. Aby ją przekonać i pozyskać, trzeba ją zalać gorzałą. Tak przepijają tu swą wolność i swe zdanie.
Wolter mówi: Wieśniacy w Polsce są niewolnikami, a szlachta królami. Gdyby konfederaci polscy mieli jakiekolwiek pojęcie o logice, nie burzyliby kraju własnego i nie topiliby we krwi swoich braci, ale posłuchali by głosu Leszczyńskiego, swego króla filozofa, który im nadaremnie dał wyborne przykłady nauki, roztropności i umiarkowania. Polska miałaby trzykroć więcej mieszkańców i bogactwa, gdyby chłop nie był niewolnikiem, gdyby był posiadaczem ziemi.
Russo mówi: Polacy! Bądźcie przede wszystkim ludźmi! Wtenczas będziecie szczęśliwi i wolni. Ale nie pozwalajcie sobie dostąpić tego stanu błogości, kiedy trzymacie najpracowitszych braci waszych w sromotnych kajdanach.
Polacy! Niechaj was nie obrażają te zdania cudzoziemców, bo są w większości sprawiedliwe. Czy macie za złe rodakowi, który wam to w najszczerszej myśli i dobrej chęci przypomina? Mówić prawdę jest obowiązkiem dziejopisarstwa, którym się zająć mieliśmy się tutaj na chwilę. Słuchajcie, czego sławny Rotek naucza: Historia nie może być służebnicą ani kościelnego, ani politycznego panującego dziś systemu; nie powinna schlebiać przesądom lub próżności narodów. Ona woli milczeć, niż kłamać. Z tego powodu niestety dopiero na grobie papieżów i królów kiełkuje prawda, na rozwalinach zagasłej religii i polityki. Albowiem każdy czas, nawet dzisiejszy, będzie miał swoją historię prawdziwą, a jeżeli w Europie jej pisać nie zezwolą, napiszą ją Amerykanie. Nasi dziadowie zarąbaliby tego, który odważył by się prawdę im powiedzieć lub napisać, dlatego cudzoziemcy napisali ją dla przyszłości. Czy mamy być podobni do swoich ojców? Uchowaj Boże! Dziś wyznać gołą prawdę, nawet przed cudzoziemcem, jest nam zaszczytem, bo dowodzimy tym iż weszliśmy sami w siebie, żałujemy za stare grzechy i obiecujemy poprawę, a więc jesteśmy godni lepszego losu.