Pośród gór okalających stolicę Grecji, Ateny, wydaje się, że takie samo odwieczne jak sam świat, jest jedna góra na której zboczu, mniej więcej w jego połowie, w oddaleniu od osiedli ludzkich, od zgiełku tego świata, jaśnieje i błyszczy zadziwiające dzieło ludzkich rąk i Łaski Bożej, monaster świętego męczennika Cypriana i męczennicy Justyny. Jest to centrum duchowe zjednoczenia prawosławnych Greków-„starostylników”, znanego pod nazwą Synodu Sprzeciwiających się (stawiających opór). Synodem i monasterem kieruje jego założyciel, metropolita oroposki i filijski, Cyprian.
Kiedy wchodzi się w obręb monasteru doznaje się uczucia, że człowiek znalazł się, jeżeli nie w sieni do Raju, to w każdym razie w jej żywym i duchowym obrazie…Jak gdyby promień światła Bożego przeszył nieboskłon, padł na ziemię i w tym miejscu oświecił i uświęcił Sobą wszystko – świątynie, cele mnichów, drzewa, krzaki róż i, co najważniejsze, wszystkich tych, którzy wspinają się tutaj! Każdy prawdziwie prawosławny monaster w którym życie mnichów jest czyste, wywiera podobne wrażenie. Ale tak już cudownie się stało, że właśnie w tym monasterze św. Cypriana i Justyny było mi sądzone przeżyć przemianę całego mojego życia. Przyjechałem niewiarygodnie chorym a wyjechałem w zdrowiu, byłem ginącym a wyjechałem uratowanym, umierałem a zmartwychwstałem…I zaledwie w ciągu 30 dni, w maju i czerwcu 1997 roku. I dlatego właśnie pragnę bardzo podzielić się z dobrym i życzliwym czytelnikiem chociażby tylko samymi podstawowymi wrażeniami z tego cudownego miejsca, tym co jest z tym miejscem związane albowiem tego wszystkiego co się zobaczyło, przeżyło i zrozumiało, nie sposób opisać.
Najprawdziwsze miejsce zbawienia, przystań zbawienia, oto co pragnie się, przede wszystkim, powiedzieć o tym ustronnym zakątku. Tutaj zamieszkuje 25 mnichów. Monasterski regulamin przestrzegany jest z taką surowością, że mnich nie przyjmuje w podarunku nawet papierowej ikonki bez błogosławieństwa metropolity! Nikt z gości ani innych postronnych osób nigdy nie bywa w celach mnichów. Ja także w żadnej nie byłem. Dla gości są oddzielne pokoiki ze wszystkimi wygodami. Monaster składa się z dwóch części. Z zabudowań kompleksu zewnętrznego i z kompleksu zabudowań wewnętrznych. Katedralna cerkiew śś. Cypriana i Justyny, czasownia (kaplica) pod wezwaniem błogosławionej Kseni Petersburskiej, sala przyjęć, pokoje przeznaczone dla rozmów z odwiedzającymi, sklep cerkiewny z dewocjonaliami, wielka kamienna cysterna z święconą wodą, to wszystko znajduje się w obrębie zewnętrznego kompleksu zabudowań monasterskich gdzie mogą wchodzić wszyscy, w tym także kobiety. A w obręb wewnętrznego kompleksu zabudowań mogą wchodzić tylko mężczyźni i tylko z błogosławieństwem władyki (biskupa). Ani jedna kobieta nigdy nie przebywa w obrębie wewnętrznego kompleksu zabudowań monasterskich. Kobiety nie są zatrudniane do jakichkolwiek prac pomocniczych, kontakty ich z braćmi praktycznie są wykluczone.
Wewnętrzna część monasteru jest największa. Tutaj znajduje się kilka cerkwi, tutaj są cele, sala przyjęć metropolity, kancelaria, biblioteka, różne warsztaty i pracownie, drukarnia, trapeza (refektarz, stołówka), wyśmienity sad owocowy z misternie utworzonymi zakątkami przeznaczonymi do odpoczynku (jeden przy basenie z fontanną w cieniu drzew). Wszystko wyjątkowo zadbane, czyste, krzaki różnych kwiatów obsadzone są z dużym smakiem i wyczuciem proporcji. Powierzchowne piękno, wytworność, porządek i rozkład monasteru w pełni odpowiada wewnętrznemu, duchowemu porządkowi życia w tym zakątku. I w nabożeństwach, i w osobistych modlitwach braci nie ma najmniejszego cienia faryzeizmu, nieszczerości, jakiejkolwiek sztuczności lub czegokolwiek powierzchownego.
Wszystko „w prostocie serca” jak w Dziejach Apostolskich. Ale w tej prostocie oszałamiająco jest żywa Wiara, najszczerzej, z samej głębi duszy wychodząca pobożność wobec świętości. Bardzo prostolinijne, życzliwe i przyjazne stosunki pomiędzy braćmi a także z władyką, metropolitą. Przez cały miesiąc pobytu w tym zakątku ani razu nie zauważyłem ażeby któryś z braci oddawał się próżnym rozmowom, śmiechowi, dowcipkowaniu lub próżniactwu. Rozmawiają jedynie o tym co jest konieczne w konkretnych sprawach i w posłuszeństwie. Można zauważyć po rzadkiej, krótkiej wymianie słów, po uśmiechach i innych trudno zauważalnych szczegółach, że bracia w stosunku do siebie przejawiają szczerą miłość. W cerkwi nigdy nie rozmawiają. Podczas posiłków w trapezie (refektarz) także panuje milczenie. Tutaj nawet szeptem nikt niczego nikomu nie powie. Trapeza (tutaj posiłek mniszy) to prawie uświęcona czynność. Na trapezę (posiłek) mnisi przychodzą wyłącznie w riasach (riasa «długa szata z szerokimi rękawami noszona przez duchownych prawosławnych») i w nakryciach głowy tak jak na nabożeństwo. I to bez żadnych wyjątków.
Ich nabożeństwa pod względem duchowym są proste. Żadnej afektacji, teatralności albo skłonności do „upiększenia” nabożeństwa głosem albo gestem. Skromnie, cicho, pokornie. Kliros (miejsce dla chóru)! W Rosji miejsce nieustających pokus! Tutaj natomiast jest to miejsce współdziałania, pokoju i pełnej zgody. Jeżeli ktoś się pomylił to nikt nie uczyni na nabożeństwie najmniejszej uwagi, takie rzeczy pokrywa braterska miłość. Przez cały okres przebywania mojego w tym ustronnym przybytku ani razu nie widziałem żadnej drażliwości, nerwowości, nikt nie podniósł głosu… Zarządzenia, dyspozycje i napomnienia, sam metropolita z dwoma biskupami, którzy stale mieszkają w monasterze, wydają spokojnie i cicho. Niemożliwością jest wyobrażenie sobie, że starszy mógłby obrazić lub znieważyć młodszego! Rozkład dnia jest bardzo surowy, wstawać trzeba bardzo wcześnie, od 5:30 rana rozpoczyna się już Liturgia. Trapezy (posiłki) są także bardzo surowe, żadnych greckich frykasów czy specjałów ale wszystko wystarczające do utrzymania sił. Cela metropolity (to znaczy jego osobiste pokoje) to maleńki domek stojący na wewnętrznym dziedzińcu monasteru. I nie ma żadnego szczególnego „stołu” bo władyka spożywa to samo co i reszta braci. W porównaniu z domami i letnimi pałacami naszych rosyjskich, patriarszych archijerejów (hierarchów), które przepełnione są wszelkim drogim chłamem to jest to po prostu na pół nędzarskie wegetowanie!…
W monasterze istnieje reguła, zbieżna z obyczajem niektórych ascetów ze Świętej Góry Athos, że bracia przystępują do Eucharystii każdego dnia. W soboty natomiast spowiedź. Oczywiście jeżeli komuś przydarzyło się coś osobliwego to może się taka osoba wyspowiadać w jakikolwiek dzień. Nie ma słów ażeby oddać zbawienność oddziaływania na duszę codziennego przyjmowania Eucharystii. Ja się o tym przekonałem osobiście albowiem zdecydowałem się, z błogosławionej rekomendacji metropolity, naśladować ten wspólny obyczaj! Cóż za wielkie uzdrowienie dla duszy i ciała! We środy o godzinie 17 służy się w katedralnej cerkwi szczególny molebień (nabożeństwo modlitewne) z akatystem (hymnem) i odczytywaniem modlitw do śś. Cypriana i Justyny, przeznaczony dla ludzi cierpiących na rozliczne choroby, dolegliwości, upadki moralne czy opętania. Na końcu Molebna poświęconym olejem namaszcza się braci i cały zgromadzony lud. A cierpiącego ludu we środy napływa bardzo dużo.
Ale oczywiście szczególnie nadzwyczajna uroczystość ma miejsce w niedziele i w wielkie święta! Ożywienie, radość, tak jak na Paschę! A jak śpiewają! Oni odrodzili starożytny śpiew bizantyjski. Bardzo się różni od tego do czego przywykliśmy w Rosji ale w tym śpiewie słychać szczególne piękno i siłę. Trzeba zauważyć, że ci „starostylnicy” odrodzili także i starożytne, ujęte w kanony, pisanie ikon. W świątyniach monasterskich w ogóle nie ma ikon w „realistycznym” stylu.
W czasie nabożeństw niedzielnych i świątecznych katedralna cerkiew jest zapełniona wiernymi. W takich wypadkach żeńska część świątyni oddzielana jest od części męskiej specjalnym odgrodzeniem składającym się z metalowego łańcuszka zawieszonego na słupkach. W dni powszednie sami Grecy przestrzegają dokładnie przebywania odpowiednio po męskiej lub po żeńskiej stronie świątyni. Kobietom zawsze udziela się Eucharystii oddzielnie od braci i mężczyzn, w obrębie żeńskiej części katedralnej cerkwi.
Główna mnisza świątynia znajduje się w obrębie wewnętrznego kompleksu zabudowań monasterskich i także jest pod wezwaniem śś. Cypriana i Justyny. Była ona najwcześniejszą cerkwią monasterską. A ogółem w monasterze stoi 10 cerkwi i 6 kaplic. Wśród nich jest maleńka, domowa cerkiew pod wezwaniem świętego Serafina z Sarowa.
Tutaj należałoby dodać, że w ogóle wszyscy prawosławni Grecy bardzo lubią Rosję i prawosławnych Rosjan i czczą wszystkich naszych świętych. W monasterach i parafiach podległych metropolicie Cyprianowi szczególną czcią otoczona jest Błogosławiona Ksenia, Serafin Sarowski (ma on swoją świątynię w pobliżu żeńskiego monasteru Świętych Aniołów), Święty Jan (Maksymowicz), któremu poświęcona jest niższa świątynia katedralnej cerkwi w tymże monasterze Świętych Aniołów a przepięknie napisane (namalowane), czasami dużych rozmiarów, jego ikony można napotkać wszędzie. W świątyniach monasterskich i parafialnych, w przycerkiewnych pomieszczeniach można także ujrzeć ikony Sergiusza Radoneżskiego, Paisjusza Wieliczkowskiego, Jana Kronsztadzkiego, świetego cara-męczennika Mikołaja II, całej rodziny carskiej, oddzielnie carewicza Aleksandra Mikołajewicza i wszystkich nowomęczenników i wyznawców rosyjskich.
Jednakże Błogosławiona Ksenia Petersburska jakimiś nieodgadnionymi ścieżkami Bożej Opatrzności zdobyła i ciągle coraz bardziej zdobywa szczególną popularność i miłość prawosławnych Greków. Pierwszy mój wyjazd razem z władyką (metropolitą) Cyprianem był do miejscowości Oropos nad brzegiem morza, gdzie znajduje się główna katedralna cerkiew jego eparchii (diecezji). I ta główna cerkiew katedralna wystawiona jest ku czci Błogosławionej Kseni. Oni napisali (namalowali) jej wielce pociągającą ikonę, której kopie o różnych wymiarach koniecznie muszą teraz znajdować się w każdej cerkwi. Katedralna cerkiew Błogosławionej Kseni w mieście Oropos jest majestatyczną i wspaniałą budowlą, bardzo przestronną, z przepięknym wystrojem. Mieszkańcy Oroposu pokochali ją. Zwłaszcza spodobało się im Święto Epifanii (Chrztu Pańskiego) kiedy władyka-metropolita, z duchowieństwem, odbywa procesje zaczynając od katedralnej cerkwi idąc aż do morza i służy Wielkie Poświęcenie wody bezpośrednio nad morzem. Do tej nadzwyczaj uroczystej procesji zaczęli dołączać członkowie władz miasta, społeczni i polityczni działacze, a miejscowi mieszkańcy zaczęli szyć specjalne ubiory i sukienki swoim dzieciom wyłącznie na to święto.
Kult Błogosławionej Kseni Petersburskiej umacniany jest licznymi cudami (na przykład uzdrowień) dokonujących się za jej wstawiennictwem. I nie tak dawno było takie wydarzenie. Niedaleko od katedralnej cerkwi Błogosławionej Kseni mieszkała prosta Greczynka, kobieta niezbyt religijna. Często udając się w swoich sprawach przechodziła obok katedralnej cerkwi i pewnego razu dostrzegła w przysionku przed cerkwią (w babińcu) staruszkę odzianą w niezwykle dziwne ubranie, jak gdyby żebraczkę. Kobieta pożałowała babcię, podeszła do niej i zapytała co ona tutaj robi? Staruszka odpowiedziała: „Ja tutaj mieszkam a wy do mnie nie przychodzicie. Przekaż swoim żeby przychodzili. I powiedz jeszcze, że jeżeli będą przyjmować nowy kalendarz to będzie im bardzo źle”.
Kobieta poszła swoją drogą nie rozumiejąc co miałyby znaczyć te słowa. W domu opowiedziała o tym co się zdarzyło a ktoś zapytał zastanawiająco czy czasem nie była ta „staruszka” samą Błogosławioną Ksenia? Kobita poszła do katedralnej cerkwi, do której wcześniej nie chodziła, i kiedy ujrzała ikonę Błogosławionej Kseni to natychmiast pojęła, że rozmawiała właśnie z nią…
Podobnego rodzaju cuda we współczesnej Grecji nie są bynajmniej rzadkością! Ihumenia (przełożona) monasteru Świętych Aniołów położonego w górach (gdzie także miałem okazję odwiedzić to miejsce), wiekowa Matuszka Cypriania na własne oczy widziała Archanioła Gabriela, pospiesznie przechodzącego obok niej w maleńkiej cerkwi, podczas nabożeństwa, pozostawiającego za sobą na pewien czas taką niebiańską błogość, że wszyscy ją odczuwali, w tym także przybyły nieco później metropolita Cyprian, który nie wiedział jeszcze o objawieniu, a jedynie dziwił się z powodu tej błogości, zastanawiając się co to może oznaczać, co się tutaj wydarzyło?
Cudowny charakter miało także nabycie miejsca pod budowę monasteru śś. Cypriana i Justyny, i jego późniejszy rozwój i rozkwit. W roku 1961 młody jeszcze wtedy mnich Cyprian włóczył się po górze w pobliżu wioski o nazwie Fili, szukając miejsca na postawienie swojej celi i maleńkiej cerkiewki. Nieoczekiwanie wpadł w zarośla kolczastego zagajnika z którego nie mógł w żaden sposób się wyswobodzić. „dlaczego jestem tutaj jakby zatrzymywany? – pomyślał. Z pewnością ma tu stanąć monaster!”. I jak tylko ta myśl pojawiła się u ojca Cypriana to natychmiast odczuł on wielką duchową radość a kolczaste gałęzie w tym czasie odczepiły się i oswobodziły go…
Pierwotny wygląd monasteru, ten pierwszy budynek zbudował mnich Cyprian (metropolita). Tutaj razem istnieje cela, trapeza, i cerkiew – rok 1961.
W ciągu wielu lat, kiedy już monaster przekształcił się w kwitnący zakątek życia duchowego, do niego zawitała pewna kobieta, która opowiedziała (teraz już metropolicie) Cyprianowi taką historię. Od lat młodzieńczych cierpiała ona na psychiczne zaburzenia (depresja). Pewnego razu, podczas przechadzki w lesie, właśnie w okresie przypływu depresji, podeszła do wielkiego platanu i zaczęła rozważać jakby tu się powiesić na tym drzewie. Nagle pojawił się tutaj jakiś młodzieniec, który powiedział jej, że jej choroba jest następstwem czarnoksięstwa i musi się modlić ażeby go oddalić. Chora odpowiedziała, że nie wierzy w takie rzeczy. „To twoja rzecz wierzyć lub nie” – powiedział nieznajomy –„ale musisz wiedzieć, że będziesz długo chorować, będziesz miała męża i dwoje dzieci. Twoja choroba tak się nasili, że poczujesz zbliżającą się śmierć. Do tego czasu ja założę monaster Cypriana i Justyny w Attyce (kraina w Grecji). A twój mąż da ci mój wizerunek. Wtedy jedź do tego monasteru a zostaniesz uzdrowiona” Powiedziawszy to młodzieniec oddalił się. Przeminęło wiele lat i wszystko potoczyło się jak było przepowiedziane. Kobieta, będąc zamężną i posiadając dwoje dzieci, leżała w łóżku kompletnie powalona przez chorobę, w przekonaniu, że umiera. Jej mąż, który powrócił z wyjazdu służbowego, przywiózł jej w podarunku, kupioną gdzieś w cerkwi, ikonkę Chrystusa Zbawiciela. A kiedy spojrzała ona na nią to od razu rozpoznała Tego Którym rozmawiała pod platanem. Kobieta natychmiast wyruszyła do Aten, do siostry, żeby się dowiedzieć czy jest gdzieś monaster Cypriana i Justyny i gdzie się on znajduje. Dowiedzieli się, że znajduje się blisko pod wsią Fili. A dalej zdarzyło się to co nieszczęśliwej przepowiedział Chrystus. Ona przyjechała do tego monasteru, otrzymała tutaj uzdrowienie i opowiedziała o tym wszystkim władyce Cyprianowi. Znaczące w tej historii jest to, że Pan nie powiedział, że „ojciec Cyprian” albo „ludzie” zbudują monaster, ale powiedział „Ja stworzę”.
Od samego początku aż do dnia dzisiejszego w monasterze śś. Cypriana i Justyny mnisi starają się robić wszystko z Bożą Łaską i jakby razem z Bogiem. Wszystko, do najdrobniejszej rzeczy, robi się z błogosławieństwem władyki Cypriana. To zdumiewające posłuszeństwo wyrasta z duszy, szczerze, i z doświadczenia zawsze dowodzącego, że tylko to się udaje dobrze co robi się z takim posłuszeństwem.
Jest całkowicie oczywiste, że cała zewnętrzna i wewnętrzna, duchowa struktura życia i tego monasteru, i innych monasterów i parafii wyrasta z jednego korzenia, wypływa z jednego źródła, z osobowości założyciela i zwierzchnika wszystkiego, od metropolity Cypriana. Nie sposób innym dać to czego samemu się nie posiada. Można wymyślić albo zaczerpnąć skądś indziej najlepszą regułę i rozkład dnia. Ale jeżeli ihumen sam ich nie przestrzega albo one nie biorą się z jego osobistego doświadczenia żywego obcowania z Bogiem, z Chrystusem to wszystko pozostanie martwą literą i schematem, nie posiadających siły. Nie tak jest tutaj, w ośrodkach władyki. Wszystko ma swój początek w jego ascetycznym, osobistym życiu i doświadczeniu. Metropolita Cyprian posiada rzadki, ale znany w historii Cerkwi, dar kojarzenia i łączenia głębokiej modlitwy i ascetyzmu z doskonałymi organizatorskimi i budowlanymi umiejętnościami. On jest prawdziwym gospodarzem. Jednocześnie jest on zadziwiająco prostolinijny i skromny w osobistych kontaktach, roztropny, może słuchać rozmówcy i rozumieć go a nawet jest zdolny do wycofania się z niektórych własnych opinii jeżeli otrzyma ku temu wystarczające argumenty.
On przystępował do zakładania monasteru mając w kieszeni 1000 drachm (około 4 dolarów). Nie od razu ale stopniowo pojawiali się pomocnicy, przychodzili ludzie poszukujący mniszego życia, stopniowo zjawiali się duchowo subtelni świeccy wyznawcy prawosławia, wśród których bywali także i bogaci Grecy. I tak powolutku, w ciągu trzydziestu kilku lat, bez żadnego państwowego wsparcia, na górze w pobliżu osady Fili, ponad Atenami, pojawił się wspaniały, dobrze zorganizowany i urządzony, niezwykle piękny monaster, znany dzisiaj nie tylko całej Grecji ale także całemu prawosławnemu światu.
Władyka Cyprian wzniósł na górze, w pobliżu monasteru, wielki krzyż od wewnątrz oświetlany elektrycznością. I teraz kiedy zapada szybko południowa noc ten krzyż olśniewająco świeci w ciemności i widzialny jest z Aten, jakby uświęcając stolicę Hellady.
Oczywiście, nie mogłem nie zwrócić się do metropolity z niektórymi pytaniami dotyczącymi jego drogi życiowej, jak on zdecydował się porzucić ekumeniczną, „nowostylną” oficjalną Grecką cerkiew, jak narodził się Synod stawiających opór ekumenizmowi, jaka jest jego obecna sytuacja i jakie są jego główne kierunki działania?
Władyka Cyprian opowiadał co następuje. Urodził się on w 1935 roku. Począwszy od wieku ośmiu lat odczuwał już pragnienie zostania mnichem. Po ukończeniu szkoły średniej i po zakończeniu służby wojskowej rozpoczął służbę w Cerkwi. Przeszedł postrzyżyny mnisie, wyświęcony na hierodiakona, następnie hieromnicha, igumena i na archimandrytę w „nowostylnej” Cerkwi ponieważ do tego czasu nie rozumiał istoty herezji ekumenizmu. O wszystkim zdecydowała jedna, nieoczekiwana, rozmowa z jego przewodnikiem duchowym, starcem archimandrytą Filoteuszem Zervakosem, który był synem duchowym słynnego, teraz świętego, arcypasterza Nektariusza z Eginy, który zmarł w 1920 roku na wyspie Egina w założonym przez niego żeńskim monasterze Świętej Trójcy (tutaj teraz przybywają nieustannie pielgrzymki ze wszystkich zakątków Grecji, i ja miałem szczęście tam przebywać). Starzec Filoteusz ukazał ojcu Cyprianowi całą niesłuszność i zgubność ekumenizmu i kalendarza gregoriańskiego jako jednego z instrumentów herezji ekumenizmu. Po odbyciu tej długiej, szczerej rozmowy archimandryta Cyprian podjął decyzję odejścia z oficjalnej Cerkwi i w roku 1961 przystąpił do tworzenia swojego pierwszego monasteru śś. Cypriana i Justyny. Trzeba było przeżyć i, z Bożą pomocą , przezwyciężyć najgorsze prześladowania i szykany ze strony ekumenistów, którzy zaatakowali go aż do pozbawienia go godności (igumena). Ale ten akt nie był uznany za legalny przez tych biskupów, „starostylników”, którym ojciec Cyprian zaczął teraz podlegać. A ci biskupi kategorycznie odrzucili „nowy” styl i przeszli na „stary” styl w 1969 roku. I oni to powołali do życia Synod. W 1979 roku ojciec Cyprian był wyświęcony na biskupa przez kilku arcypasterzy, wśród których dwaj, metropolita Kallist i metropolita Antoni otrzymali swoje święcenia od Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi Zagranicznej!
W 1985 roku metropolita Cyprian został wybrany przewodniczącym Synodu hierarchów stawiających opór ekumenizmowi. W obecnym czasie (1997 r. –red.) oprócz metropolity Cypriana w łonie Synodu znajduje się dziewięciu biskupów, z Grecji, USA, Australii, Włoch i Austrii. Istnieją afrykańskie misje w Ugandzie i Zairze (skąd jedynie w monasterze śś. Cypriana i Justyny jest już dwóch ludzi w składzie braci), pojawiły się parafie w Kanadzie, Szwajcarii, Egipcie, Gruzji i w innych miejscach. Ogólnie rzecz biorąc to w monasterach znajduje się 90 mnichów i 128 mniszek a istnieje 35 monasterów i skitów. Ogólna liczba parafii dochodzi do 130 w których służy 80 kapłanów i 14 diakonów. I to wszystko ciągle rozrasta się i rozszerza się! Nawiązano już dawno łączność z Rumuńską starostylną Cerkwią, a niedawno z Bułgarską. W roku 1994 Archijerejski Sobór Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Zagranicą podjął decyzję o nawiązaniu łączności eucharystycznej z Synodem metropolity Cypriana.
Synod Stawiających Opór (ekumenizmowi) nie tylko odradza starożytne tradycje służenia nabożeństw, śpiewów, pisania ikon, życia mniszego ale prowadzi on wielką działalność antyekumeniczną. Liczne materiały Synodu dotyczące tych kwestii są szeroko znane także w Rosji. Synod wydaje czasopisma w języku greckim, angielskim, francuskim i szwedzkim. Niektóre artykuły, broszury, filmy video są obecnie wydawane także w języku rosyjskim.
Takie sukcesy ruchu prawdziwie prawosławnych Greków nie mogły nie wywołać i gniewu demonicznych sił i ludzkiej zawiści. Dlatego do nieustających prześladowań ze strony cerkwi ekumenicznych doszły i zaskakujące szykany i inwektywy ze strony, wydawałoby się, swoich. Tutaj występują i niesprawiedliwe zarzuty, i bezpodstawne oskarżenia i, po prostu, oszczerstwa. W Grecji ruch „starostylników” przeżył kilka rozłamów i podziałów i obecnie działa tutaj, w mniejszym wymiarze, pięć niezależnych zrzeszeń przeciwników ekumenizmu. Synod Stawiających Opór wyróżnia się od innych tym, że dąży do zachowania umiaru, unikając radykalizmu, w tym także zbytnio nietolerancyjnego, fanatycznego stosunku do błądzących członków „nowostylnych” Cerkwi.
Można się spierać, można starać się czegoś dowieść przeciwnikom władyki Cypriana, ale lepiej jest zaproponować im, w duchu ewangelicznym, „Przyjdź i zobacz!”. Niechaj każdy wątpiący przyjedzie i pożyje chociaż miesiąc, tak jak ja, w monasterze śś. Cypriana i Justyny, takim życiem jakim żyją bracia. Osobiście nie potrzebuję już teraz żadnych dowodów. Chrystus uczy nas poznawać „drzewa’ po wydawanych owocach. Tę błogosławioną odmianę i uzdrowienie duszy, które tutaj otrzymałem, wszystko co ja tutaj zobaczyłem, usłyszałem i przeżyłem, nie raz zmuszało mnie by przypomnieć sobie słowa posłańców księcia Włodzimierza o „ziemi greckiej”: „I kiedy wprowadzili nas oni tutaj gdzie oni służą Bogu swojemu to nie wiedzieliśmy czy jesteśmy na ziemi czy w Niebie… Albowiem nigdzie nie ma takiego piękna… Zaiste tam Bóg przebywa z ludźmi”. I mogę powiedzieć: Pan najwyraźniej przebywa w Swojej Łasce z władyką Cyprianem, z jego mnichami i mniszkami, duchowieństwem i parafianami. Niechaj będzie błogosławiony ten przybytek zbawienia!
Protjerej Lew Lebiediew
czerwiec 1997 r.
INFORMACJA
Jednym z najbardziej jaskrawych zjawisk w historii Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Zagranicą w ostatnim okresie jej istnienia mającego początek w 1990 roku wraz z utworzeniem w Rosji parafii pod omoforionem Jego Najprzewielebniejszości Wielce Błogosławionego metropolity Witalija, można niewątpliwie uważać pojawienie się w naszych szeregach takiej nieprzeciętnej osobowości, jaką był zmarły, przedwcześnie nam odebrany, kurski protojerej Liew Liebiediew.
Imię ojca Lwa spotykało się wielokrotnie i wcześniej, kiedy jeszcze służył w Moskiewskiej Patriarchii, w różnych czasopismach na poziomie akademickim, w szczególności w zbiorze Dzieła Teologiczne, ale już wtedy jego naukowe artykuły wyraziście wyróżniały się od prac jego ówczesnych kolegów tym, że w nich absolutnie było brak tej nieczułej, martwej akademickości, obecnej w tego rodzaju wydawnictwach. Weźmy, przykładowo, jego absolutnie wyjątkową pracę zatytułowaną „Moskawa Patriarsza”. Jakim duchem, jakim życiem, jaką miłością do starej prawosławnej Rusi tchnie ta, nie mająca sobie podobnej, książka, dla ujawnienia całej głębi i piękna, dla wielu obecnie wyśmiewanej symfonii władzy, tego, przez Boga nadanego, dwugłowego rządzenia bożymi carstwem i ludem.
„Moskwa Patriarsza” pojawiła się na świecie w połowie lat dziewięćdziesiątych ale niektóre jej rozdziały były pisane znacznie wcześniej i już wtenczas czuło się jakim pragnieniem Prawdy i doskonałości był popychany jej autor. W 1990 roku, po upływie kilku miesięcy od opublikowania jego odpowiedzi, w formie listu otwartego, do Synodu Moskiewskiego Patriarchatu, w którym zdecydowanie i autorytatywnie brał w obronę Rosyjską Cerkiew Prawosławną Zagranicą, ojciec Lew decyduje się na jeden z najbardziej odpowiedzialnych kroków w swoim życiu a mianowicie na zerwanie z Moskiewskim Patriarchatem i jednocześnie pokornie i uroczyście przechodzi do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Zagranicą. Ten krok on uzasadnił i utrwalił we wspaniałej broszurze, swego rodzaju spowiedzi, pod tytułem „Dlaczego przeszedłem do Zagranicznej części Rosyjskiej Cerkwi”. Ojciec Lew sam poświadczył nam w jednym ze swoich listów, że w jego świadomym życiu szczególnie są widoczne dwa wielkie wydarzenia. Jest to, z jednej strony, spotkanie z Rosyjską Cerkwią Prawosławną Zagranicą i przejście do prawdziwej Cerkwi, a z drugiej strony, spotkanie i znajomość z grecką Cerkwią starostylną pod przewodnictwem metropolity Cypriana.
Od tej pory imię ojca Lwa Lebiediewa stało się szeroko znane i szanowane pośród wszystkich świadomych członków Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Zagranicą. Jego artykuły, na różnorakie tematy, chętnie i obficie były drukowane w licznych, zagranicznych czasopismach i gazetach. Ojciec Lew zdążył, będąc już u nas, napisać dwie różniące się objętością, ale równie ważne co do treści, książki: „Granice Cerkwi” i, niestety, pośmiertnie wydaną „Wielkorosja – życiowa droga”. W tych swoich dwóch ostatnich pracach on postawił, jak gdyby, swoją ostatnią kropkę w swojej teologicznej, historycznej i monarchistycznej myśli. On sam pisał nam z wielkim taktem o tym jak on gryzie się, że te książki nie znalazły u nas od razu wydawcy, ale jednocześnie chętnie przyznawał, że śmiałość niektórych podniesionych przez niego myśli, była tego przyczyną. Teraz, kiedy te książki stały się dostępne, każdy myślący chrześcijanin może i powinien z pożytkiem z nich korzystać, jak ze swego rodzaju sterniczych ksiąg, ażeby zorientować się w skomplikowanej, przeżywanej obecnie, sytuacji.
Tłum. z oryginału w języku rosyjskim Benedictus servus Dei